Czasami lubię się zatrzymać i ot tak zastanowić nad tym co się dzieje wokół mnie, nie jest to coś co robię systematycznie, raczej robię to dopiero wtedy kiedy coś jest nie tak, lub kiedy coś zaczyna mnie drażnić na tyle, że chodzę na maksa niezadowolony, wkurzony, rozdrażniony z niemożliwością skoncentrowania się nad czymś dłużej niż na kilka sekund.

Takie sytuacje na szczęście nie zdarzają się często, ale się zdarzają. Ostatnio właśnie byłem w takim miejscu. Na szczęście zacząłem wyłapywać rzeczy przez które jest tak a nie inaczej poprzez porównywanie tego co było kiedyś jak było ok, i tego co było kiedy nie było ok :) I tak analizując sobie to co się działo doszedłem do wniosku, który jak się okazało został już wysnuty na bazie wyników badań przeprowadzonych przez Washington University in St. Louis :) No dobra, nie do tego samego wniosku, bo ich badanie dotyczyło tego jak dobieramy sobie partnerów życiowych, ale do tego jak Ci partnerzy nam pomagają wykonując pewne czynności lub biorąc na siebie odpowiedzialność za pewne obowiązki (odpowiedzialność jako rzecz którą się zarządza a nie wykonuje w całości samemu). Ale o tym zaraz.

Przez ostatnie kilka miesięcy próbuję wystartować z kilkoma pomysłami, część jest jakoś nakreślona i słowa publicznie padły (więc tym bardziej trzeba się tym zająć), część wciąż siedzi prywatnie zapisana w najlepszym z możliwych miejsc – szczerze, chyba też w najbardziej kreatywnym jaki znam – w zwykłym notesie, nie tam jakiś OneNote, EverNote, sraNote (to są dobre programy, ale wymagają czegoś co się zwie ekranem, i czegoś co się zwie klawiaturą, i jak tu na szybko narysujecie swój pomysł? Good luck!). Ok, dwa słowa więcej, OneNote jest świetny, rzeczy które muszę mieć w jakiś sposób zapisane elektronicznie mam właśnie w nim, ale nie jest to źródło w którym zapisuje rzeczy przychodzące mi do głowy, może potem one tam trafią, przepisane by móc nimi lepiej zarządzać, ale zauważyłem, że lepiej na mnie działa fizyczne zapisanie czegoś na papierze niż zrobienie tego w OneNote. Dobra, wracając, jednak niezależnie za nic mi się nie udaje zamknąć tych pomysłów, wracam do domu, i jak już w końcu mam czas na to by się tym zająć to po prostu mi się nie chce – jest to przeważnie 22 może 23, po całym dniu zapierniczania, mam dość i żadne GTD tutaj nie pomoże.

Szukałem więc przyczyny, czy to ona leży we mnie? Czy w tym co się wydarzyło w zeszłym roku? Nic byłem jednak wstanie dość do jakiegoś konsensusu, aż do zeszłego tygodnia. Przez kilka dni nieobecności w domu, wrócił mi humor, wróciły siły, wróciła chęć zrobienia czegoś – aż musiałem z tego powodu przez kilka dni z rzędu napić się dobrego piwa :) Okazało się, że to jak nam idzie ostatnio zarządzanie obowiązkami domowymi ma znaczący wpływ na to jak mi idzie z resztą rzeczy.

Przez ostatnie miesiące wychowujemy córkę, żona zaś pracuje nad małym kontraktem (małym jak małym, domek co ma prawie 9k metrów kwadratowych, na szczęście nie sama), ja standardowo pracuje ale już nie w domu a w biurze i staram się udzielać na tyle na ile mogę. Przez te wszystkie zmiany i nowe obowiązki, nagle trochę zaniedbaliśmy jeden, jak się okazuje najistotniejszy w kwestia chęci do pracy, mianowicie mieszkanie/dom. Miejsce w którym jakby nie spojrzeć spędzamy dość sporo czasu, a które kiedy nie jest odpowiednio prowadzone/zarządzane popada w ruinę, powoduje, że jak wracamy z pracy do domu, to nagle zamiast móc się zająć czymś konkretnym musimy zająć się domem – wstawić naczynia do zmywarki, bo z rana spieszyliśmy się i zostawiliśmy naczynia tam gdzie z nich korzystaliśmy (po raz kolejny), wstawić pranie i modlić się by do jutra wyschło bo jak się okazuje nie mamy już ciuchów itp. itd. Zamiast móc skoncentrować się na tym co ważne, wkurzamy się na siebie czemu ty tego nie zrobiłeś, albo czemu ty tamtego nie zrobiłeś itp. itd. Dom przestał być ostoją, a stał się polem minowym gdzie dwóch snajperów pozostawiało miny licząc na to, że drugi tego nie znajdzie :)

Wpadliśmy trochę w błędną pętlę, gdzie nagle domem i wszystkim zajmuje się jedna osoba aż już ma dość i krzyczy prosząc o ratunek, by druga została w to wciągnięta. Przy czym ta pierwsza ma pretensje do drugiej jak coś nie zostało zrobione – i na odwrót. Przez to przestaliśmy tym zarządzać jak i przestaliśmy móc na sobie polegać w kwestiach wykonania jakiejś czynności w domu – po tygodniu robienia wszystkiego, naprawdę jak ktoś poprosi o ty by jeszcze raz to wykonać to człowiek ma ochotę coś trzepnąć. Ja z niechęci do domu, zacząłem nawet zapominać o rachunkach – mimo przypomnień itp., już sama myśl że miałbym coś jeszcze do domu zrobić odtrącała mnie, to samo zresztą z Pam.

Wystarczyło to trochę wyprostować i nagle nie tylko człowiek ma siłę i ochotę na zrobienie czegoś a dom w którym spędza czas jest miejscem w którym chce spędzić czas. Nagle jakieś proste podziały obowiązków, i wzajemne wspieranie się w ich wykonywaniu całkowicie zmieniło sytuację. Teraz o 22 lub 23 nie ma problemu by siąść do pracy i coś wykonać. Więc co się zmieniło? Jedna osoba została odpowiedzialna za dom, w sensie zarządzania tym co trzeba zrobić i na kiedy. Kwestia dość prosta tak naprawdę, bo za dużo robić nie trzeba, i można to większościowo zaplanować, ale to że jedna osoba o tym wie i pamięta, zmienia wszystko. I tutaj zaznaczę to nie chodzi o to by ta osoba szła na zakupy, ale skoro jest w domu, to niech powie, że trzeba zrobić zakupy, to druga osoba to wykona. Kwestia tego by nie dopuszczać do sytuacji, że wykonujemy czynność związaną z domem, by zareagować na kryzys – brak wody, jedzenia, niezapłacony rachunek. Ale by działać pro-aktywnie , więc skoro mamy ostatnią zgrzewkę wody, to może warto pójść do sklepu i to kupić lub zamówić online?

Okazuje się, że to samo zaobserwowali badacze z wyżej wymienionego uniwersytetu. Mianowicie, to czy nam się chce i jak dobrze nam idzie w pracy, uzależnione jest od tego jak zarządzany jest nasz dom – ok, tak jak wspomniałem, uzależnione jest od naszego partnera który się tym zajmuje, zarządza, na którym możemy w tej kwestii polegać. Autorzy badania, dorzucają także informacje, że sumienność partnera, uczy nas być sumiennym, co niby ma poprawić nam nasze stosunki w pracy, nie wspominając, że jeżeli wiemy że w domu jest ok, to mniej się stresujemy co pozytywnie wpływa na nasze samopoczucie i chęci tworzenia. Ale ogólna zasada pozostają taka sama, jeżeli nie musimy cały czas martwić się o to co w domu trzeba zrobić i nie musimy tym zaprzątać sobie głowy, możemy więcej energii wrzuć w coś bardziej kreatywnego, lub w coś co może przynieść wymierne korzyści w określonym czasie. To nie oznacza, że jedna osoba ma nie pracować – oj nie, to oznacza tylko tyle według mnie, że należy się odpowiednio podzielić obowiązkami. Dla przykładu jedna osoba zabiera się za zarządzaniem domem – jest odpowiedzialna za to by albo wykonać jakąś czynności, albo ją oddelegować, ale tak by ta czynność została zrobiona.

U nas, taka zmiana spowodowała, że znów możemy na sobie polegać – nie jesteśmy przemęczeni i przytłoczeni obowiązkami od których nas odtrąca, na tyle, że przestajemy je wykonywać. Jeżeli wracam do domu i coś jest nie zrobione to jedynie mogę przekląć na siebie, że o tym nie pomyślałem, nie zaplanowałem i nie wykonałem. Kilka takich prób i błędów i człowiek się uczy :) serio :) boleśnie ale się uczy :)

Jednak warto to zaznaczyć, to jak nam się teraz żyje i pracuje jest uzależnione od nas obojga, to że jedna osoba zarządza domem nic by nie dało gdyby druga nie starała się w tym pomóc, wesprzeć. Tak samo jak z dzieckiem to, że coś zostało umówione nie oznacza, że nagle ta osoba która umawiała będzie mogła się stawić danego dnia, kwestia jednak poprawnego zarządzania tym wszystkim, tak by nikt nie czuł się przytłoczony i by umyślnie nie zwalać na drugą osobę pracy. Ale wyraźny podział pomiędzy kto czym zarządza, powoduje, że jedna osoba nie jest przytłoczona z byt dużą liczbą rzeczy do zarządzania, tak dużą, że jedyną rzeczą jaką ta osoba mogłaby robić to zarządzanie i przypominanie.

Niesamowite, jak taka mała rzecz, może poruszyć mały trybik, który na końcu kręci olbrzymim kołem o nazwie chęć/motywacja do pracy.

A jak to wygląda u was? Zgadzacie się z wynikami badań? Obserwujecie podobne rzeczy u was w życiu? Dzielicie się obowiązkami?

5 KOMENTARZE

  1. Ciekawe wnioski, bo zgodne z naszym doświadczeniem. Mamy dobrze podzielone obowiązki domowe – żona sprząta, robi pranie, dba o kota i kwiatki; ja prasuję, pilnuję zakupów czy płacenia rachunków. Kiedy żona wyjeżdża, dostaję instrukcje co kiedy podlewać i w jakiej ilości.

    Chwilę zajęło zanim ten system się ustabilizował. Moja żona z początku nie mogła zrozumieć, dlaczego nie interesuję się czy kot ma pod dostatkiem jedzenia. Musiałem tłumaczyć kilkukrotnie, że skoro ona się tym zajmuję, to ja pozbyłem się tego z głowy, a ewentualnie możemy ustalić odwrotnie. Zrozumiała i od tej pory wszystko gra.

    Do tego zoptymalizowaliśmy wszystko tak, żeby zajmowało jak najmniej czasu. Polecenia zapłaty na rachunki, czy stała lista zakupów robionych co tydzień w Tesco, uporządkowana w kolejności ustawienia półek w tymże hipermarkecie.

    Nie mieliśmy nigdy sytuacji, w której dom nie byłby odpowiednio zadbany, stąd nie wiem jak byśmy się wtedy czuli czy jak by nam się pracowało. Niemniej jednak, na pewno porządek i organizacja daje nam komfort przy angażowaniu się w intensywne projekty.

  2. Fajne wnioski i praktyczne porady. Z tym domem to tak samo jak z biurkiem – jak masz bałagan, to niestety ciężej skupić się na robocie (da się, ale jest pod górkę). Podobnie z trzymaniem wszystkich zadań w głowie – póki nie wyrzucisz sobie do rejestru, efekt taki sam jak z opisanym przez Ciebie domem. A co do OneNote – bardzo ważna kwestia – używajmy tam gdzie to ma sens. A notatki odręczne można sobie sfotografować (np. za pomocą Office Lens) i już masz kopię w OneNote :)

  3. @Michal

    dobry pomysl z optymalizacja listy zakupow – w sensie stworzenia std, bo to ze polkami to std, lapiemy sie na tym ze jak robimy liste i idziemy do innego marketu to nagle sie gubimy i nie jestesmy wstanie kupic wszystkiego ;)

    co do tego jakby to bylo gdyby dom nie byl zarzadzany, chyba dobry przyklad dal @Marcin w DevTalk – co prawda nie dotyczyl zarzadzania domem, ale ogolnie pojawil sie chaos ciezki do ogarniecia :)

  4. @Marcin

    Haha :) korzystam z Office Lens, tam gdzie sie da lub gdzie moge, ale i tak zarzucilem na telefonie onenote bo wedlug wp8.1 notebook jest zsychronizowany ale na zadnym kompie nie widze tego co widze na wp :) wniosek – nie jest synchronizowany :) ale to tylko ja tak mam, technologia mnie nie lubi :)

    co do biurka, dobra anologia, ale nie wiem czy sie sprawdza w 100%, znam osoby ktore musza miec super zorganizowany dom, zas biurko? ha! to ich kreatywny balagan :) zreszta, sam tak mam jak nadczyms pracuje, rysunki tu, diagramy tam, notatki tak i lepiej niech mi nikt tego nie porzadkuje, bo sie po prostu pogubie – takie OneNote, tylko ze fizyczny ;)

    z zadaniami true, choc znow tutaj jest roznie – ale ogolnie zasada ta sama, dla mnie musi to byc na papierze bo nic nie daje mi takiej satysfakcji na mozliwosc fizycznego skreslenia czego :) gorzej z tymi planami/zadaniami dlugoterminowymi, ktore chcialbym zrobic w ciagu X dni/miesiecy. to na kartce gorzej wychodzi ale sie tez da. W tym momencie OneNote wskakuje i jest dobrze :)

    BTW bardzo fajny DevTalk z Toba byl :) dzieki

  5. Myślę że zjawisko, o którym piszesz wynika z prawa minimum Liebiga tylko zastosowanego do życia osobistego. Nasze samozadowolenie jest tak wysokie jak na to pozwala czynnik najbardziej je ograniczający. Tym czynnikiem równie dobrze może być brak kasy (który naszej branży nie dotyka tak jak innych), może być gorsza kondycja, albo tak jak u ciebie problemy z ogarnięciem domu. Niestety o wszystko nie da się troszczyć jednocześnie.

Comments are closed.