Wiele można przypisać sile charakteru. On urodził się taki, jemu to łatwo przychodzi. Nie wiem. Nie znam nikogo komu by pewne rzeczy łatwo przychodziły. To znaczy, to może wyglądać jak coś kompletnie banalnego, ale tak nie JEST. Myślicie, że łatwo jest napisać tekst na bloga? Wyjść i powiedzieć prezentację? wystąpić w radiu? Zagadać do dziewczyny na ulicy?

Nie, to nigdy nie jest łatwe. Wymaga to ogroma pracy, i powtarzania czynności. Taki “lekki” blog post powstawał 9 lat. Od kiedy ktoś zaczął prowadzić bloga. Tyle lat zajęło mu to, by to co teraz pisze wyglądało na lekkie, przyjezdne. 9 lat pracy, nad warsztatem. 9 lat przełamywani małych barier. I zawsze kiedy myślę o takich barierach nasuwa mi się na myśl sport – jest on idealnym przykładem przełamywania barier i budowania charakteru.

Na przykład jesteśmy wstanie w ciągu 5 minut napisać aplikację która pobierze nam dane z sieci i wyświetli je na ekranie. To nic trudnego. Google, StackOverflow i mamy aplikację gotową. Możemy się nią pochwalić. Czy tutaj trzeba było w to pracę włożyć? Nie za bardzo.

Weźmy i popatrzmy na sport. Czy by przebiec półmaraton to możemy w 5 minut wstać i wyskoczyć pobiegać ot tak? Good luck. Sport uczy bycia konsekwentnym, systematyzacji oraz odłożenia/przeciągnięcia gratyfikacji. Po pierwsze nie jesteśmy w stanie w 2-3 dni zdobyć wymaganą kondycję by przebiec pół maraton, więc już z miejsca wiemy, że dopiero po X tygodniach pracy zobaczymy efekty. Po drugie, by te efekty zobaczyć trzeba systematycznie ćwiczyć.

Nie jest łatwo wyjść pobiegać gdy jest 5 stopni i leje lodowaty deszcz. Oj jest bardzo ciężko. Samo wyjście z domu i przejście do autobusu/metra już stanowi problem. A wstanie z rana i pobieganie? Graniczy z cudem. Ale… no właśnie. To wyjście buduje nas, buduje nasz charakter. Wzmacnia go. Uczy wytrwałości. Podjęcie tutaj decyzji jest zawsze trudne, zawsze. Ale zawsze zdecydowanie się na bieg, jest to nasze mikro zwycięstwo. Pokonaliśmy swoją słabość. Wytrwaliśmy w naszym postanowieniu. Dążymy dalej co celu.

Takie miesiące jak październik, listopad czy grudzień to są miesiące które pokazują jak silną mamy motywację i jak bardzo jesteśmy zahartowani. Ale to one dają nam właśnie też najwięcej satysfakcji i mikro zwycięstw. Każde takie zwycięstwo powoduje, że nie poddajemy się. Nie rezygnujemy. Ciągniemy dalej mimo niekorzystnej pogody. TO nie jest łatwe. To nigdy nie było i nigdy nie będzie. Ale im więcej mikro zwycięstw tym bardziej ludzie zewnątrz obserwują nas i mówią: On urodził się taki, jemu to przychodzi z łatwością. Jeżeli kiedykolwiek biegaliście, odpowiedzcie sobie na pytanie, czy to NAPRWADĘ przychodzi z łatwością? Nie sądzę :)

Takie budowanie siebie, swojego charakteru, pracą nad swoimi słabościami – a w sporcie jest tego masa – powoduje, że stajemy się lepszym Ja. Wszystko to uczy, że bez ciężkiej pracy, która będzie trwała czasami nawet latami, jesteśmy wstanie, dzięki systematyczności i bycia konsekwentnym, osiągnąć nasz cel. Nasz cel który musieliśmy odłożyć na przyszłość.

Nie jest to łatwe, nie wierzycie? To pójdzie na siłkę w styczniu, kwietniu/maju, paźdznierniku. Czemu wtedy? To właśnie wtedy najczęściej ludzie przychodzą na siłkę bo podjęli decyzję, że chcą być zdrowi, chudzi itp. Zobaczcie jak długo wytrzymają w tym postanowieniu. Jak bardzo i jak ciężko będą ćwiczyć by osiągnąć zamierzony wynik. 95% (dane wymyślone, zgodne z obserwacją dokonaną przez siebie samego) odpadnie w ciągu miesiąca. Z tych 95 to 70 przychodzi by pogadać i poprzeglądać fejsa. Teraz. Czy taka osoba przyciśnie projekt jak będzie trzeba? Czy jeżeli ma pomysł na biznes to pociągnie go czy raczej zrezygnuje?

Sport jest najlepszym nauczycielem. Gdyż odzwierciedla on 1-1 wszystko co robimy. Każdy wysiłek który w sport włożymy, zwróci się nam. Każdy wysiłek który w sport włożymy, będzie przez nas zauważalny. Nie teraz, nie jutro, ale za miesiąc, dwa, rok. Kto wie. Ale będzie.

9 KOMENTARZE

  1. Ja to może dziwny jestem, ale najbardziej lubię jesienno/zimowe bieganie ;) Fakt, że najtrudniej to jest wyjść i pobiegać, ale ja nie dojeżdżam w tygodniu na miejscówki biegowe, więc wychodzę przed blok i po prostu biegnę. Co sobie ponarzekam przed to wiem tylko ja ;)

      • Frajda to jest na późną wiosne wtedy spotykam biegaczy określanym przeze mnie typem Rocky, bawełniany dres i bluza z kapturem, ręcznik też się czasem zdarzy… Nie mam nic przeciwko dresom, ale jak biegam “na krótko” i widzę takich biegaczy to ich piodziwiam

  2. Sezon rowerowy się kończy (ten formalny) a ja ostatnio postanowiłem przy 10’C i lekkim deszczyku “zmusić” się do robienia tras rowerem. Może to endorfiny, ale po przejechaniu 30km (20 przede mną) przysłowiowo “grzało mnie”, że jechałem z przemoczonymi butami i rękawiczkami (a nie znoszę przemarzniętych dłoni). Byle nie wiał wiatr i nawierzchnia była równa.
    Fajny blog ;-)

    • @Tomek

      a to każdemu rowerzyście życzę :) by wiatr zawsze wiał w plecy :) Ale przejechanie 20km pod wiatr… to dopiero daje kopa :)

Comments are closed.