Po Internecie krąży tekst od lat, że nie jak mężczyzna powiedział, że coś zrobi to zrobi i nie ma sensu przypominać mu o tym co rok.

Jak facet powiedzieł, to zrobi...
Jak facet powiedzieł, to zrobi…

No właśnie… co prawda rzecz ta dotyczy zarówno mężczyzn jak i kobiet, ale stereotypowo przyjęło się, że to my i basta ;) Tak naprawdę to nie ważne kogo to tyczy, ciekawy jest fakt, że to robimy. I robimy to nagminnie. Wiedząc, że robimy źle.

Zastanawia mnie fakt, że nawet teraz jak próbuje ubrać wszystko w słowa to cały czas znajduje wytłumaczenia dlaczego tak się dzieje. Nie opis dlaczego (coś rozsądnego), ale wytłumaczenie się (winnego). Wygląda na to, że moja podświadomość nie pozwala mi się czuć z tym źle, zrobi wszystko by zamienić negatywną rzecz na pozytywną ;)

A piszę o tym, bo nagle na moją głowę zwaliło się masę rzeczy. Rzeczy, które leżały w kolejce przez ostatnie tygodnie i miesiące. Nawet teraz mi głowa mówi, że “ej, ale nie miałeś samochodu”. No i? Dało się to wszystko załatwić.

Dochodzę do wniosku, że odkładanie rzeczy na później u mnie, jest powiązane z bólem – bólem fizycznym, mentalnym czy po prostu pracowym (znowu muszę pracować). Dlaczego nie zadzwoniłem do serwisu? Bo mną aż dygotało jak musiałbym znów z gościem rozmawiać. Dlaczego nie kupiłem mebli? Bo bym musiał jechać do IKEAI a tego nie znoszę.

Czasami powód jest naprawdę błahy – bo nie chcę się ruszyć z miejsca X. Jest mi wygodnie, ruch spowoduje jakiś niekomfort. Więc pozostaje w swojej bezpiecznej strefie. Trzymając się jej skurczowo. Przez co świat przechodzi obok mnie. Takie siedzenie i “nie robienie tego” co ma być zrobione, zabiera mój cenny czas. Czas który mógłbym później poświęcić córce, żonie, przyjaciołom czy też nowonarodzonemu synkowi.

Jednak ten strach przed bólem. Sam nie wiem, próbowałem różnych sposobów obejścia go. I na razie jedyny który u mnie działa to zaciśniecie zębów, powiedzenie K***A i zrobienie tego co trzeba. Za każdym razem kiedy to zrobię czuję się lżejszy. Dosłownie i metafizycznie. Jakby ktoś zdjął ciężar z moich barków. Sprawa zrobiona/załatwiona. Teraz pozostała tylko kolejna rzecz na liście :)

Chciałbym dać tutaj rozsądną radę jak sobie z tym radzić. Ale nie jestem. Słyszałem kiedyś o czymś takim co się zwie threshold – jest to poziom naszej odporności na dobry pomysł. Wiemy, co robimy źle, znamy rozwiązanie problemu. Ale mimo wszystko to robimy dalej. Osoby z wysokim poziomem threshold, potrzebują czegoś drastycznego by zmieniły zdanie (na przykład wszyscy muszą zacząć to wykonywać). Zaś osoby z niskim poziomem, z miejsca podchwytują tego rodzaju pomysły.

Więc może to jest to? Może ten threshold to jest odpowiedź? Może. Nie wiem. Teraz mogę wam jedynie doradzić. Zacisnąć zęby i zrobić to teraz zamiast odkładać na później.

Mówię to prosto z serca, gdyż sam teraz muszę na za za za wczoraj kupić meble dla nowego dziecka, naprawić cieknące krany, kawomat, samochód, komórkę żony którą rozwaliłem a do tego odebrać wózek, krzesełko, zrobić zakupy, zorganizować opiekę dla Amelki itp. Itd.. A na wszystko miałem 9 miesięcy czasu :) Miłej soboty :)

2 KOMENTARZE

Comments are closed.