Krótka seria, moich przemyśleń na temat pandemii i budżetu firmowego/osobistego – pandżemia:

W poprzednich dwóch wpisach powiedzieliśmy sobie o roli i wadze poduszki finansowej, następnie omówiliśmy wagę zwracania uwagi na wydatki – by zarówno zwiększyć szanse utrzymania się dłużej jak i nawet znaleźć sposób na budowanie poduszki. Dziś zajmę się wsparciem. Niezależnie co teraz jest, to kiedyś minie, czy wróci do starej czy wróci do „nowej” rzeczywistości, ciężko powiedzieć. Jednak prędzej czy później porzucimy nasze ciepłe i przytulne mieszkania i wyjdziemy na świat robić przeważnie to samo co robiliśmy wcześniej.

Tylko, że… możemy wyjść po to by dowiedzieć się, że nasze ulubione miejsca przestały istnieć, nasze dzieci nie mają już przedszkola, nasza siłownia przestała działać, ulubiona kawiarnia też, albo co gorsza, nasza ulubiona osoba, która nas obsługiwała już tam nie pracuje. Ogólnie nic takiego, zmiany są, prędzej czy później coś się zmieni. Teraz tylko tych zmian może być bardzo dużo.

Trzeba też odróżnić dwa powroty: my wracający do życia i my wracający do pracy. Najpierw zajmę się powrotem do pracy, bo łatwiej ;) Potem zaś o tym, o naszym powrocie do życia.

Praca

Jako pracodawca, zastanówmy się czy chcemy by nasi pracownicy wracali do nas z uśmiechem i chęcią? W końcu przetrwaliśmy! Teraz możemy wrócić do pracy… tylko jakiej jak połowa pracowników przez traktowanie jakie było lub jakiego nie było w trakcie tej kwarantanny ma albo depresję, albo nie chce widzieć nas na oczy. Pracodawca, który jedynie myśli o zarobkach a zapomina o ludziach jest moim zdaniem złym pracodawcą. Ja lubię pracować z ludźmi, którzy myślą o innych i się o nich pytają. Wystarczy rozmowa, mail, czasami jak jest tak możliwość to jakiś znak wdzięczności lub wsparcia. Taka mała „rzecz” a cieszy. I od razu zmienia nastawienie pracowników. Taka prosta rzecz jak zrozumienie sytuacji pracownika już dużo daje. Nie ma nic gorszego niż osoba mówiąca do osoby z dziećmi: ale dlaczego nie możesz pracować w biurze? (true story). Brak zrozumienia sytuacji, brak zrozumienia powagi tego co się dzieje wokół jest dla mnie osobiście sygnałem, że taka osoba nie powinna w ogóle zarządzać czymkolwiek co nie jest robotem.

W szczególności teraz, kiedy mogliśmy pracować zdalnie przez X tygodni i nagle ktoś mówi, że pora wracać do biura. Czy ta osoba się zastanowiła nad tym jak pracownicy dojeżdżają do tego biura? Skąd jadą? Czy mają dzieci? Czy czują się one bezpiecznie wychodząc z domu?

Okażmy ludziom wsparcie. Jako szef firmy pomyśl o innych. Tak szczerze, nawet zoom meeting z pracownikami raz w tygodniu przy porannej kawie już może dużo dać, a jak nie z Tobą to zaproponuj by sami sobie coś takiego zorganizowali i daj im na to czas. Człowiek to społeczne zwierzę.

Życie

Tak jak Tomek wspomniał w komentarzu pod pierwszym postem w serii, zbudowanie poduszki nie zawsze jest możliwe, nie wszystkie firmy i branże mogą sobie na to pozwolić. Osoba budująca coś przez kilka lat nagle jest zmuszona zwolnić ludzi. Zwalnianie zaś nigdy do łatwych nie należy, i to w szczególności w czasie pandemii, gdzie taka osoba może po prostu pracy nie znaleźć. I mnie osobiście przeraża taka bezradność i beznadzieja sytuacji. Potrafię się wczuć w osobę, która jest zwalniania. Sam nie raz mam myśli: jak i co się stanie, kiedy ja nie będę wstanie zapewnić środków do życia rodzinie, jak w ogóle w takiej sytuacji mogę znaleźć pracę?

I za każdym razem, kiedy widzę jakiś biznes, z którym ja mam na co dzień kontakt, nachodzą mnie takie myśli. Co się stanie z tymi fajnymi paniami przedszkolankami, które wkładają tyle serca by moje dzieci dobrze się czuły? Co się stanie z całą ekipą z boxa? Przecież jedni planują ślub a drudzy mają dwójkę dzieci? Co będzie teraz robiła znajomy, skoro zamyka kawiarnie w którą tyle serca włożyła? Albo jak sobie radzi znajomy trener tenisa? Czy też znajoma zarządzająca hostelem? Czy też moi ulubieni bariści z jednej z kawiarni? Jak oni sobie radzą? A skoro oni mają problemy, to jak sobie radzą inni?

Jak dzieciaki mają się uczyć jak nie mają komputerów? Jak sobie radzą pielęgniarki i pielęgniarze, którzy na co dzień idą do szpitala, w którym jest wirus? Jak sobie radzi moja siostra cioteczna, która codziennie idzie do pracy do szpitala?

Tych pytań można zadawać tysiące. Jednak jedno najważniejsze które nie zostało jeszcze zadane: jak ja mogę pomóc innym, jeżeli na to pozwala mi moja aktualna sytuacja? Co ja mogę zrobić dla innych by ich wesprzeć?

Jednym z sposobów który ja stosuję na wspieranie to nie rezygnuje z pewnych karnetów i opłat – nie chcę by moje przedszkole padło ani by ulubione panie przez moje dzieci straciły pracę, nie chcę też by mój ukochany box poszedł z papierami a wraz z nim świetna ekipa. Jak mogę sobie na to pozwolić to staram się nie ucinać tych wydatków, mimo iż dały by one niezłego kompa w budżecie domowym.

Innym sposobem jest wsparcie akcji charytatywnych, sobą (przekazanie wiedzy za darmo), czy też za pomocą bardziej materialnych środków – komputerów, pieniędzy, ciuchów. I na pewno nierobienie tego po to by przy okazji osiągnąć cel typu: będę przelewał 500 zł miesięcznie czy też będę miał x ludzi w newsletterze czy innym badziewiu. Jakoś mży mnie na myśl, że ktoś może próbować osiągać własne cele i się tych chwalić z wykorzystaniem dobroczynności.  Nie ważne, side note.

Tak jak dobra motywacja do robienia czegoś pochodzi zewnątrz a nie z zajebiście beznadziejnego pozwiedzania „rób”, tak chęć wsparcia powinna wyjść od nas wewnętrznie a nie poprzez jakieś zewnętrzne motywacje. Dobra to moja opinia. Możesz się z tym nie zgodzić. Niektórzy uważają, że nie ważne jak byle do celu. A ja mam odmienne zdanie i dla mnie jest ważne jak.

Jeszcze innym sposobem wsparcia jest organizacja czegoś, lub podjęcie decyzji o tym, że „będziemy kupować lokalnie”. Wspierać pomniejsze biznesy wokół. Krawcowa? Może coś mamy do naprawy? Fryzjer? Może warto wspomóc w środkach czystości? To samo tyczy się przedszkoli. A może cały ten papier toaletowy który zgromadziliśmy na 10 lat, możemy oddać do miejsc, które chociaż tak możemy wspomóc?

Podsumowanie

Wystarczy wyjść i się rozejrzeć i zastanowić się co ja mogę zrobić by teraz pomóc sąsiadowi. A jak nie mamy, jak pomagać to może chociaż zobaczyć czy u dosłownych sąsiadów jest wszystko ok? czy nie potrzebują pomocy? Czy starszemu małżeństwo wspomóc w śmieciach czy kupnie artykułów spożywczych? Ja swojej babci nie widziałem przez 7 tygodni, sądzę, że takich starszych osób jest więcej. Wystarczy się tylko rozejrzeć.

Z drugiej strony to też jest bardzo ważne, nie miejmy wyrzutów sumienia, że nie jesteśmy wstanie pomóc. Nie zawsze jesteśmy i nie zawszę będziemy mogli.

Zaś nawet jak nasze starania nie pomogą i biznes zostanie zamknięty, bywa. Smutne to jest jednak my na to wpływu nie mamy. To też jest ważne by tutaj nie mieć wyrzutów do siebie.

Tak na koniec, ciekawa rzecz, bo według badań, to Polacy pomagają tylko raz do roku, zaś koronowirus trochę spowodował, że ludzie zaczęli pomagać częściej. Moim zdaniem ciekawa i pozytywna zmiana. Jak długo potrwa? Zobaczymy. Może modlitwa z dnia świra ulegnie zmianie? Miejmy nadzieję, bo to jest rzecz, która mnie strasznie drażni w polskim społeczeństwie.