Krótka seria, moich przemyśleń na temat pandemii i budżetu firmowego/osobistego – pandżemia:
- O przedsiębiorcach
- O wydatkach
- O wsparciu
UPDATE: tekst stylistycznie poprawiony przez Justynę. Dziękuję bardzo.
Temat poduszki mamy za sobą – wiemy, że jest ona bardzo ważna, przynajmniej mam taką nadzieję :) Teraz zaś to co mnie zaskakuje w takich czasach. Firmy padają, nie mamy pewności zatrudnienia, ale kasę wydajemy prawie jak nigdy. Jest mi to bardzo ciężko zrozumieć.
Mała uwaga, jeżeli mamy poduszkę i mamy budżet, to wydawajmy, jak chcemy… rozsądnie, ale jak chcemy. Inwestowanie też jest mile widziane.
Mała uwaga, o wydatkach czasami piszę z punktu widzenia IT, jednak to samo można napisać o innych, jak widzę pudła tekturowe u mnie w śmietniku to uważam, że ludzie powariowali… nie zależnie od zawodu
Zaraz usłyszę – ja mam pewność zatrudnienia, gdyż współpracuje z „bogatą” firmą z zachodu. Taaaa, myślisz, że firmy na zachodzie nie ograniczają wydatków, nie zarządzają ryzykiem? Co jak co, tam trochę rozsądniej do spraw finansowych podchodzą. Zresztą, im większa firma, tym większa szansa, że mają osoby od finansów.
Zaś co do gwarancji… współpracuje z jedną taką firmą, która z dnia na dzień zwolniła cały zespół w Polsce który miał mnie wspierać. A kasy im nie brakuje. Myślą zaś w pespektywach lat a nie miesięcy. Co możemy zrobić teraz, by przetrwać dwa lata z tym co mamy? Ok produkt będą mieli później dostarczony, jednak produkt związany jest z fizycznym kontaktem użytkownika w miejscu publicznym – czyli mogą sobie pozwolić na opóźnienie. To tylko jeden przykład, jednak – nie ma czegoś takiego jak pewność zatrudnienia czy pewność pensji teraz. To jest coś co jako pracownicy, kontraktorzy powinniśmy sobie dość szybko uświadomić. Wystarczy, że coś się nie będzie spinać w budżetowaniu czy też wyniknie z zarządzania ryzykiem i jako pracownicy albo dostaniemy po pensji albo polecimy.
To samo tyczy firm, tylko, że firmy przeważnie są mądrzejsze, im większa firma, tym większa szansa, że jest jakiś gość od finansów i podniesie on czerwoną flagę mówiąc, że coś się dzieje złego. Warto też pamiętać, że firmy nie mają gwarancji, że klienci zapłacą w czasie lub że w ogóle zapłacą. Robienie dużych wydatków teraz bez pomysłu jak z miejsca tę dziurę zatkać nie jest dobrym pomysłem. Wręcz bym powiedział jest kopaniem sobie dołu pod nogami.
Jako, że nie mamy pewności zatrudnienia, ani pewności co do płynności finansowej, żyjemy z tego, co odłożyliśmy. I jak już wspomniałem ostatnio – warto ograniczyć dodatkowo koszty, by z tego co nam zostało, starczyło na dłużej.
To znaczy – jeżeli mamy firmę z pracownikami, to rozwiązaniem jest ograniczenie lub zablokowanie budżetu szkoleniowego (szczerze – lepiej to zablokować, niż obniżyć pensję, a budżet szkoleniowy pozostawić, tym bardziej, że budżet szkoleniowy to po prostu miły bonus, a nie część pensji), zablokowanie bonusów, obniżenie pensji szefostwu (jeśli można), czy z miejsca napisanie do osoby, od której wynajmujemy biuro, czy można rozłożyć płatności na raty albo obniżyć czynsz (napisać nie zaszkodzi). Także można sprawdzić pod jakie programy pomocy (jeżeli jakieś są) firma może się podpiąć albo co musi zrobić, by móc z nich skorzystać. Znów to podchodzi pod zarządzanie ryzykiem.
Chodzi o to, byśmy my zrobili wszystko, co możemy tak, by zwiększyć swoje szanse na przeżycie odpowiednio długiego okresu, bez konieczności zwalniania ludzi czy obniżania im pensji. Dodatkowo, jak dobrze to rozplanujesz to możesz też zrobić miłą niespodziankę w takim czasie swoim pracownikom i pokazać, że firma o nich pamięta i ich wspiera w tej trudnej sytuacji. Możesz na przykład kobietom wysłać kwiaty albo wszystkim herbatę lub coś słodkiego raz w miesiącu lub coś podobnego. Pokazać, że hej, myślimy o Tobie i doceniamy to, co robisz. Pamiętajcie, że firma to nie przychód, a osoby w niej pracujące. Bez osób nie ma firmy, dbajcie o swoich ludzi i pamiętajcie o nich. To jest waszym obowiązkiem jako pracodawcy, a także powinno być częścią kultury firmy. Ludzie pierwsi. Potem cała reszta.
To samo tyczy się firm jednoosobowych. Czy naprawdę teraz potrzebujesz wydać 3 000 zł na kursy online? Czy są one tak ważne, że musisz wydać? Czy coś stracisz? W tym okresie jest akurat tak dużo darmowej wiedzy… Google daje co miesiąc set darmowych kursów, Microsoft z Pluralsight też, Particular oferował przez półtora miesiąca Advanced Distributed Systems Design, Rob daje wszystkie swoje kursy na temat TDD za darmo. I to nie tylko po angielsku, podobne akcje są robione w PL.
Tego jest tyle teraz, że wydawanie na to pieniędzy jest dziwne i zbędne. Jeżeli naprawdę zaś potrzebujesz kursu, to kup jeden i przerób go dokładnie. To Ci naprawdę zajmie masę czasu. Kupowanie 2,3,-4 kursów mija się z celem. Nie przerobisz tego. Po jednym pełnym kursie Ci się pewnie znudzi itp
Kiedyś pisałem o tsundoku – czyli kupowaniu książek, które się gromadzą i pewnie nigdy nie zostaną przeczytane. Ja wiem, że ludzie sprzedający kursy mówią, że „ich kurs nie jest dla takich ludzi”, ale to jest chwyt marketingowy, po pierwsze my nie słyszymy „nie”; po drugie myślimy „ja taką osobą nie jestem”, „ja zbieram kursy? Zaraz pokażę, że nie…”. Mam wrażenie, że teraz z kursami online jest właśnie takie tsundoku. Sam mam tych kursów z 5 – więc bez winy nie jestem. Udało mi się zaś obejrzeć połowę jednego darmowego kursu (żadnego z tych, za które zapłaciłem czy dostałem za darmo) – kursu Udiego Dahana. Tych 5 jeszcze nawet nie tknąłem i nie sądzę bym je tknął w najbliższym czasie. A ty, ile masz kursów w kolejce? Serio? Warto? Pewnie w czasach, gdy pandemii nie było, to warto… teraz? Ja osobiście wolę mieć 1000 zł w kieszeni, niż w czymś, co może kiedyś obejrzę… w końcu mam 15-30-60-90 dni na zwrot. To tylko jeden przykład. Jednak wydaje mi się, że akurat ludzie w moim otoczeniu trochę w tym temacie powariowali.
Po pierwsze, mamy darmową edukację – jeżeli naprawdę chcesz wykonać krok i nauczyć się czegoś, skorzystaj najpierw z tej darmowej. Zobacz i postaraj się ją skończyć. Zastanów się też, czy aby na pewno ta wiedza jest tym, co da Ci przewagę. Po drugie, jedna z firm chwaliła się, że ma największy wzrost liczby kandydatów w swoim systemie w historii. Niech te słowa wsiąkną. Co to znaczy? Po pierwsze, że jest bardzo dużo ludzi na rynku szukających pracy. Po drugie, te osoby są na rynku, bo coś się stało, tym czymś może być to, że już firmy nie chcą płacić X set zł za godzinę pracy. A to znaczy, że firmy teraz jak będą poszukiwać ludzi mogą sterować ceną nie wzwyż, ale w dół. Czyli mając w czym przebierać, nie będą się męczyły by płacić 15k, znajdą dobrych specjalistów za 5-8k. I ten dobry wcale nie musi być tym, który jest „najlepszy i zna wszystko”, będzie nim ten, kto będzie pasował do zespołu, firmy, kultury itp.
Więc czy warto mieć tych 5-6 kursów? Jeśli jesteśmy uzależnieni od nich, to tak. W przeciwnym wypadku, skorzystajmy z darmowych i zaoszczędzoną kasę zainwestujmy lub wrzućmy w poduszkę.
Innymi przykładami wydatków obecnie są na przykład konsole do gier… serio, przed pandemią nie było potrzeby, a teraz jest? :)
Czy naprawdę potrzebujemy teraz wydawać pieniądze na różne gówna, czy lepiej jednak zastanowić się i odłożyć pieniądze na czarną godzinę lub zainwestować w coś, co potem przyniesie korzyści (tak, inwestycja w wiedzę przynosi korzyści… jak się te kursy robi… i te książki czyta…) – na przykład odłożyć na konto, by zainwestować w nowy pomysł, który rodzi nam się w głowie. Albo kupimy akcje, kiedy lecą na łeb na szyję, bo pewnie się odbiją (to pewnie trzeba zweryfikować, na własną odpowiedzialność itp. itd.).
Chodzi o to, że jeśli możemy, to powstrzymajmy się przed kupnem czegoś, jeżeli tego na teraz nie potrzebujemy. Jeżeli kupujemy na zapas, to nie warto. I tyczy się to wszystkiego – zarówno finansów osobistych, jak i firmowych.
Zwróćcie uwagę na co teraz wydajecie pieniądze – a na co wydawaliście wcześniej. Ja obserwuję u nas w rodzinie spadek wydatków, gdyż nagle mniej – wydajemy na produkty spożywcze (lepiej ogarniamy to, co mamy fizycznie i dokładniej czyścimy lodówkę, nie ma również kaw na mieście, czy też wyjść do restauracji). W pozostałych aspektach, raczej zmian nie ma, kupujemy to, co zaplanowaliśmy kupić i na co odkładaliśmy do skarbonek. Tyczy się to zarówno wydatków firmowych, jak i wydatków domowych.
Jeżeli mamy jakieś subskrupcje, to może warto się zastanowić czy je potrzebujemy? Na przykład czy jest nam potrzebna subskrupcja teraz na xbox game pass ultimate? Czy może starczą nam te gry, które mamy? Czy hbo, netflix i inne są teraz potrzebne? Z których możemy zrezygnować? Niby to nic, niby może “pierd” w wydatkach, ale jak się to wszystko sumuje, to nagle mamy kilkaset złotych w kieszeni dodatkowo. Nie mówię by to zrobić, tylko się zastanowić czy aby na pewno potrzebujemy tych wszystkich subskrypcji. Ja na przykład zrezygnowałem z audible na ten czas. Nie widzę sensu gromadzenia ekstra audiobooków, jeśli nie mam czasu ich przesłuchać. Wrócę do ich subskrypcji po, jak znów zacznę albo biegać dłużej albo jeździć/chodzić do mojej firmy. Ubiłem także HBO, nie oglądam za dużo i też jak się okazało, nie brakuje mi, więc pewnie do tego już nie wrócę :)
Ogólnie warto przejrzeć wydatki i zobaczyć czy są takie, które w trakcie trwania pandemii są zbędne i można z nich zrezygnować. A następnie podjąć świadomą decyzję, co dalej z nimi zrobić.
Staram się nie świrować w jedną ani w drugą stronę. Jednak podchodzę do tego tak, że jak przed pandemią czegoś nie potrzebowałem i mogłem bez tego żyć (chyba, że było to na liście zaplanowanych zakupów), to tego teraz nie potrzebuję.
To zaś pozytywnie odbija się na budżecie i poduszce. Więc zanim wydasz kolejną kasę, zastanów się, czy naprawdę tego teraz potrzebujesz?
— Jeff Atwood (@codinghorror) April 30, 2020
PS.: nikogo nie atakuje, nie robię żadnych żaluzji czy aluzji. Piszę tylko i wyłącznie swoją własną opinię o wydawaniu pieniędzy teraz bez zastanowienia się.
Nie ma czegoś takiego jak stabilność zatrudnienia. To jest iluzja powodowana zapotrzebowaniem. Do tej pory było ono względnie stałe, stąd małe ruchy na rynku. Teraz się drastycznie zmieniło, bo zmieniły się priorytety firm. Nie inwestycja a przetrwanie, tak to może wyglądać w obliczu niektórych firm. I wtedy tną koszty. I tak jak piszesz, zachód potrafi liczyć. Oj potrafi ;) Na swój sposób rozumiem i czasem jednego czego mi brakuje w zachowaniach niektórych firm to transparentności oraz jasnych komunikatów. Takie postępowanie buduje zaangażowanie. A jak jest zaangażowanie to i łatwiej jest zaakceptować obniżki i inne przykre konsekwencje.
A skoro raz się wydarzyła taka sytuacja, to może wydarzyć się i kolejny. I wtedy opinia o firmie pójdzie w ślad za nią, nawet jak już nastaną lepsze czasy, tak więc lepiej żeby szedł za firmą ładny zapach, niż smrodek spowodowany nieprzemyślanymi akcjami.
Tak, ale… ograniczając wydatki mam z tyłu głowy odpowiedzialność społeczną. Przykładowo – mamy ulubioną restaurację, w której jedliśmy przed pandemią. Teraz raz w tygodniu zamawiamy u nich jedzenie, nawet jeżeli nie musimy. Chodzi o to, żeby się wspierać. Jak wszyscy nagle zaczną kupować tylko produkty pierwszej potrzeby, to wbrew pozorom wcale nie będzie to mieć dobrego efektu… Pieniądz musi krążyć.
Tak i nie. To pytanie jak patrzysz na perespektywę swoich przychodów i jak długo taka sytuacja potrwa. Ja też wykonałem kilka zakupów, żeby wesprzeć biznesy w Polsce, ale raczej z perespektywy:
– to są rzeczy, które i tak będe kupował
– mogę je kupić na dłuższy okres
– mogę sobie pozwolić, żeby kupić od firmy w Polsce produkującej je, zamiast na rynku gdzie dostępne są tańsze produkty, pochodzące z importu.
Rzeczy takie jak jedzenie poza domem itp to już jest rzecz “nie pierwszej potrzeby”. To tak samo jak nie kupię teraz samochodu (full disclousure, akurat zmieniłem niedawno) po to, żeby podtrzymać biznes dealera, firmę ubezpieczeniową itp. Nie jest to wydatek pierwszej potrzeby.
Na końcu może pomożesz lokalnemu biznesowi, ale nie będziesz miał dla siebie. Tak, że to zależy od indywidualnej sytuacji itp. Fajnie że cię na to stać teraz, fajnie że o tym myślisz, ja też ale nie bezkrytycznie.
Np. w przypadku restauracji ważniejsze jest, żeby zamawiać od nich bezpośrednio a nie przez firmy typu Uber Eats czy inne dostarczające. Pamiętaj, że te firmy dostarczające obcinają duży % od tych zamówień po stronie restauracji
Masz rację, że należy zamawiać bezpośrednio, dokładnie tak robię. Ogólnie chodzi mi o to, że jak teraz wszyscy, którzy mają pieniądze zredukują wydawanie pieniędzy do minimum, to będzie to sytuacja analogiczna do “Szturmu na bank”.
Z drugiej strony cieszy mnie jedna rzecz – obecna sytuacja pokazuje, które zawody są na prawdę potrzebne. Może to otworzy ludziom oczy i takie zawody, będą bardziej doceniane?
Ale tak będzie, że wszyscy zredukują mniej lub bardziej – jeżeli ktoś tego nie robi to albo jest w bardzo dobrej sytuacji (gratulacje) albo nie patrzy realnie na sytuacje (gratulacje).
Pytanie czy i kiedy dojdziemy do następnej fali, czyli zredukowanie wydatków, ponieważ nie będzie przychodów i w jakiej skali się to odbędzie. W Stanach, rząd postanowił drukować pieniądze do oporu i rozdawać je ludziom w takiej sytuacji aby podtrzymać ruch pieniądza. Ich na to nie stać, ale ustoją, ze względu na swoją pozycję gospodarczą w świecie. Nas na to nie stać, i nie wiem czy ustoimy bo nie jestem aż tak biegły w ekonomii.
Każdy sam powinien podjąć swoje decyzje w tym zakresie, patrząc na obecną sytuację, zasoby i przewidywania co do przychodów itp w przyszłości.
Comments are closed.