Nie wiem czemu, istnieje przekonanie, że skoro ktoś coś robi i robi to cały czas to nie ma on gorszych dni. W końcu wciąż to robi, więc nie są one takie złe, te jego złe dni? Nie jesteśmy święci, nikt nie jest. Każdy z nas ma prawo do tego być lepszy jak i gorszy okres. Przez taki okres możemy dalej wykonywać swoją pracę… ale nie koniecznie czerpać z niej satysfakcję. Jest to okres, w którym dość często padają pytania po co to wszystko? Do czego to wszystko?
Jest to naturalną częścią naszego życia – pytanie o to, czy to co robimy ma ręce i nogi czy też nie. Czasami jest fajnie i prosto, aż pewnego dnia się budzimy i … po co to wszystko. Czasami mamy ten problem na początku a czasami działa on jak karuzela. Przychodzi i odchodzi, powodując wahania naszych zachować/nastrojów. To co ja robię w takich sytuacjach to się staram wyłączyć. Szukam przyczyny, zawsze jest jakaś przyczyna. – to może być kilka dobrych postów jednej osoby, kilka głupich postów jednej osoby, cała seria wydarzeń, czy też w ogóle coś prywatnego. Masę powodów, ale najważniejsze jest odcięcie się dla mnie od wszystkiego.
Staram się siebie na maksa odciągnąć od negatywnych myśli. Staram się być rozproszony/roztargniony na tyle by nie myśleć o tym co mnie wkurza. Potem powoli chce stać się białą kartką. Jak już all wyciąłem i znalazłem co mnie do stanu skrajnego doprowadziło, zaczynam rehabilitację. Włączam powoli rzeczy. Sprawdzam, czy jest ok, czy mnie wkurza, kto i co mnie wkurza. Przy każdej włączonej rzeczy, robię szybko retrospekcję – jest ok? Jest, to ql, kolejna. Jak już znajduje co mnie drażniło to wyłączam to z mojego życia. Może kiedyś do niego wróci, jednak teraz raczej już nie. I to nie jest to, że się obraziłem, nie. Po prostu wycinam coś jakiś fragment, który powoduje, że się źle czuje. Wycinam raka, którzy z czasem by mnie pożarł. Niezależnie jak bardzo bym tego robić nie chciał.
Staram się wieść spokojne życie, wtedy humor mi powraca, chęć robienia też. Co jest bardzo ważne. Jednak po jakimś czasie wiem, że u mnie wróci to pytanie “po co to wszystko”. Jak mam coś powracającego do daje sobie czas. Pierwszy, drugi powrót to nic nie oznacza. To może być, że to jest to… tylko, że nie wytrwa w tym odpowiednio długo, a jak tego nie zrobię to nie osiągnę celu. Jednak jak to się dość często zdarza (te nawroty), to wyznaczam sobie termin. Do tego czasu daje sobie szansę próbować dalej. Jeżeli do tego okresu nie miną mi moje pytania, i wątpliwości to znaczy, że pora zmiany. Znów możliwe, że źle, nie wiem. Ale daje sobie czas. Próbowałem odpowiednio długo. Nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, to pora szukać dalej gdzie indziej i wyciągnąć wnioski z lekcji.
Oczywiście, czasami szlak trafi dużo wcześniej, ale to już cały system mówi “halt!” i trzeba po prostu go posłuchać. Najważniejsze jest to by nie zrezygnować za wcześnie i nie dać się wciągnąć w nieskończoność. Upewnić się, że na dobrą górę się wspinamy, czy po dobrych schodach idziemy.
Więc to nie jest tak, że są ludzie, którzy nie mają tych wątpliwości. Są jednak ludzie, którzy radzą sobie z nimi na swój sposób. Wątpliwości to bardzo dobra rzecz. Jednak musimy nauczyć się z nią walczyć, gdyż nie może ona z nami wygrać. Jak wygra… to my przegraliśmy. Więc walczmy, ale pamiętajmy o celach jak i naszych check pointach.
A jak wy sobie z tym pytaniem radzicie? macie określony sposób czy po prostu jak tylko na to traficie to znaczy, że pora coś zmienić? Jestem bardzo ciekaw. A jak nie chcecie się dzielić publicznie to zawsze możecie prywatnie. dzięki!
Na koniec cytat podbudowujący
Piszesz, że:
“Naturalną częścią naszego życia – pytanie o to, czy to co robimy ma ręce i nogi czy też nie. Czasami jest fajnie i prosto, aż pewnego dnia się budzimy i … po co to wszystko”
A dlaczego jest to naturalną częścią naszego życia? A może to właśnie wołanie duszy w nas? Duszy, która szuka większej głębi niż tylko sukces zawodowy i wychowanie dzieci. To pytanie będzie do Ciebie wracać bez przerwy i prawdopodobnie niczym tego nie zagłuszysz. Ale to tylko powód do radości, bo Bóg Cię woła po imieniu i chce dać Ci życie w pełni.
Pozdrawiam serdecznie
Ja tam wtedy jestem wqrwiony przez dłuższy czas (miesiąc czasem), a potem staram się usiąść i zastanowić jak “pociągnąć to wszystko dalej”. Czasem pomaga takie zastanowienie, a czasem pomaga pogadanie z kumplem takim czy owakim. Bo każdy ma swój pomysł na życie, i często warto korzystać z cudzych pomysłów, bo nóż – widelec i u Ciebie się sprawdzą. No chyba, ze mam swój genialny pomysł i potrzeba tylko modyfikacji. No to modyfikuję.
Oczywiście w tym wszystkim rozmawiam z rodziną, i z nimi dyskutuję też gdzie i jak chciałaby iść ze mną dalej, bo to co ja i jak robię wpływa na całą rodzinę. Oczywiście to co i jak żona robi tez wpływa. Również działania dzieciaka wpływają, choć troszkę mniej.
Aha staram się mieć kilka celów na raz i trzymać się zasady happy 3×8.
Comments are closed.