Zabrzmię trochę jak stary zgred pewnie… choć sam nie wiem. Możliwe, że to się powtarza z dziada pradziada. Nie wiem. Ale ostatnio, może to przez popularyzację Internetu i portali społecznościowych, pewnych informacji jest bardzo dużo. I moim zdaniem idzie to w złą stronę. To znaczy, nie wiem, czy idzie w złą… ciekawi mnie do czego to wszystko zmierza.
Co nie otworzę przeglądarki to jestem bombardowany jakimiś specyfikami fitness. Czy to będzie jedz awokado codziennie, jajka to przymus, czy pij ZDROWĄ wodę z dodatkiem kofeiny albo kawę bez kawy. Ciasto bez ciasta, glutenu, cukrów, owoców, zamienników itp. Nie mam tutaj nic do poszczególnych rzeczy czy poszczególnej diety. Każdy ma swoją. Mam zaś ale do wciskania nam wszystkiego z informacją ŻE TO ZDROWE. I potem mam dość papużek które ćwierkają, jak się da mówiąc, że to zdrowe, bo one to przemyślały i tak jest.
Może to też przez to, że polubiłem kilka stron i profili związanych z fitnessem i nagle, dlatego to dostaję. Ale tego dostaję tyle, że mam już dość. Nie tylko pod względem głupoty niektórych produktów podobnych do tabletek na zespół drażliwych nóg (tak, choroba istnieje… ale te tabletki mają się ni jak do niej). Teraz każdy z takich produktów to nie 5zł, nie, bo to w końcu zdrowe jest nie? 50zł się należy (wyolbrzymiam). Najlepsze jest to, że to się samo nakręca: jak to, ty tego nie bierzesz? Ty to na pewno musisz, mówię Ci, tyle trenujesz, że inaczej nie da rady.
Podobnie do tych produktów fitness, bombardowani jesteśmy filozofią sukcesu i (brzydko mówiąc) z***********a. Chcesz coś osiągnąć? Z**********j. Krew Ci leci, nogi masz połamane, ale Z*********J. Śmieszy mnie to. Śmieszy, bo jest groteskowe. Z jeden strony różne dziwne hasła motywujące a z drugiej… osoby które ni jak się do tych haseł mają. Więcej tutaj jest paradoksu niż jakiejś wartości. I jest to w nas wpychane. Jest to natarczywe. I hej, nie komentuj, bo to jest komunikacja jednostronna. Komunikacja dwustronna to już przeżytek, teraz ty masz słuchać a ja będę mówił.
Podobnie jak zdrowa żywność, jesteśmy bombardowani sukcesem (też jest łączony z dobrą żywnością, bo by osiągnąć sukces też musisz mieć zdrowy organizm…) do takiego stopnia, by tym wszystkim przesiąknąć. By jedynym słusznym sposobem robienia czegokolwiek jest TEN TEN TU TERAZ ZARAZ MASZ BIERZ!
Oczywiście w sporcie nie tylko te produkty są. Ale też ludzie, którzy stają się już robotami, wszystko by jeszcze bardziej wycisnąć co się da z naszego ciała. Przekroczyć kolejne granice DAWAJ, bo jak nie to frajer.
W informatyce jesteśmy bombardowaniu startupami, osobami które robią po 1000 rzeczy i jeszcze mają 10 minut na to by poczytać książkę (no mi się udaje znaleźć dziennie 15 min ale ja prawie nic nie robię).
A to wszystko po co? Do czego? Dlaczego? Ktoś w ogóle zadaje pytanie czy każdy idzie ślepo przed siebie? Bo on powiedział – on czy Ty? Kto tutaj jest ważniejszy?
Mam taki cytat fajny…
If you are influenced by the opinions of others, you will have no desire of your own
Znów post trochę zboczył z ścieżki, którą chciałem podążyć i spuentował to zupełnie inaczej, ale trafnie. Myślmy, zastanówmy się. Czy jak ktoś każe nam wskoczyć w ognisko to mamy tak zrobić, bo on tak powiedział? Bo jemu jednemu na 100 się to udało i się nie spalił. I to jest teraz ta właściwa droga, bo innej nie ma…
Ja tam się cieszę, że studiowałem informatykę, a moja żona architekturę. Ja dowiedziałem się, że na każdy problem mam prawienie nieskończenie wiele możliwości rozwiązania go. Moja żona zaś wie, że liczba dróg jest uzależniona od wyobraźni. Jeżeli jesteś wstanie zobaczyć tylko jedną… to tylko taką narysujesz.
PS.: może wylałem jakąś frustrację, sam nie wiem. Ale coraz częściej zadaje sobie pytanie do czego do wszystko zmierza i czym my się staniemy. Ja na szczęście mam wybór jeszcze i dokonuje świadomych akcji każdego dnia by ograniczyć to co dostaje i czym jestem bombardowany.
I tu się kłania temat społecznej odpowiedzialności biznesu. Chodzi mi o poczucie co się dzieje z informacją, ktorą wysyłam jako firma, zarówno reklamową jak i popieraniem innych firm czy zjawisk społecznych. Bo imo piszesz o dwoch sprawach, przebodzcowaniu nadmiarem informacji i wplywie jaki ma taka ilosc reklam przekrzykujacych sie wzajemnie.
Dla mnie temat przebodzcowania, nazywany tez czasem zatruciem informacyjnym, jest tematem zywym i waznym na co dzien. Kiedy przestaję kontrolowac swoja ekspozycję na ilosc i jakosc informacji (glownie w internecie), wplywa to bardzo mocno na moja zdolnosc koncentracji, nastroj, checi do dzialania, wyjscia z domu i interakcji z ludzmi. Wiążę to glownie z cechami opisywanymi zbiorczo jako introwertyzm. Btw, zauwazylam ze jest wokol mnie duzo osob, ktorych zjawisko przebodzcowania nie dotyka w takim stopniu, i ciezko mi ocenic czy je swiadomie ignoruja (lub walcza z tym lepiej niz ja) czy faktycznie na poziomie fizjologicznym nie jest to dla nich az taki problem.
Ciekawa jestem twoich uwag Gutku w temacie radzenia sobie z przebodzcowaniem. Jesli juz bylo to przepraszam, przeszukam bloga dalej wstecz.
A co do dzialan jako firma, reklamowych czy innych, w ogole obecnosci firmy w eterze, ciekawa sprawa zwlaszcza w kontekscie wczorajszej i dzisiejszej kampanii Inpostu. Uzyli narzedzia SalesManago do wyslania maili na kazdy adres w ich bazie podany kiedykolwiek do obslugi zamowienia paczkomatowego. To musiala byc niezla paczka maili, i juz rozgorzala dyskusja o konsekwencjach wysylania niezamowionej informacji handlowej. Przepisy swoje, ale osobiscie uwazam to info za bardzo przydatne. I caly czas zgadzam sie, ze sa to przepisy konieczne. W tym momencie mozna dostac zeza ;) bo z jednej strony wyobrazmy sobie sytuacje braku lub znacznego ich zalagodzenia. A z drugiej, odbieram sporo przesylek miesiecznie w ten sposob, i ta informacja naprawde mi sie przydala.
Dobry wpis. Sam mam ostatnio dużo przemyśleń w temacie.
Był okres, że wszystko starałem się zoptymalizować do maksimum, wstawałem wcześniej, żeby przed pracą coś podłubać, w drodze kombinowałem audiobooki, po pracy znów do kompa żeby się czegoś nauczyć, porobić. Do tego meetupy, jak się dało to konferencje itd. I ciągle miałem wrażenie, że to za mało, bo ktoś tam w moim wieku już był CEO, sprzedał startup za gruby hajs, czy przeniósł się na tropikalną wyspę pracować po 2h dziennie.
Ale teraz patrzę na to trochę inaczej. Patrzę na to co mam i się cieszę. Ba, sporej ilości przedmiotów/gadgetów/ubrań się nawet pozbyłem.
Wciąż czasem czuję, że robię za mało, ale dążę do swoich pomysłów i celów, a nie tego kto coś kiedyś zrobił. Trzeba patrzeć na świat swoimi oczami, a nie przez pryzmat książek/startupów/innych.
Comments are closed.