Dwieście dwadzieścia sześć dni. I dalej nie wiem, czy powinienem pisać ten post. 226 dni temu powiedziałem sobie dość. Dotarło do mnie wtedy, że jestem częścią gówna którego częścią być nie chcę. Więc zrobiłem to co uważałem za rozsądne – wyłączyłem się.

Katalizatorem dla mojego wyłączenia się było pójście jednego gościa na klatę ze mną. Zamiast z nim pójść i się siłować jak dwa głupie koguty, stwierdziłem, że ktoś musi sobie coś w głowie poukładać, bo takiego sprzecznego obrazu i hipokryzji nigdy wcześniej nie widziałem. Z drugiej strony jak ktoś wyciąga dubeltówkę i mówi: no pokarz mi swoją? Bo moja i tak na pewno jest większa! To człowiek się zaczyna zastanawiać o co k… biega.

I tak siedząc obok i obserwując to co się dzieje, stwierdzam, że gdzieś poszło wszystko nie tak jak powinno. Nie wiem jak to inaczej ująć. Pisania bloga sprawiało mi wielką przyjemność a nagle stało się… ohydne? Niechciane? Obrzydliwe? Straciłem serce. Miała na to wpływ też współpraca z OVH – z której się nie wywiązałem. Odrzuciło mnie od pisania postów za kasę.

Poniżej, kilka przecinających się tematów które zwracały moją uwagę i które powodowały coraz większą niechęć do tego wszystkiego. Jeżeli będzie cisnąć je dalej, nie wiem czy chciałbym żyć w świecie takiej obłudy.

Dlaczego wszystko co robię ma przynosić kasę?

BO TAK MÓWI INTERNET… cały czas się słyszy: nie przynosi kasy to po co to robisz? Żeby nagrać podcast to POTRZEBA DUŻO KASY, bo to kosztuje. By coś, to nie bo to kasa. Wszędzie ta kasa, Kasa, KAsa, KASa, KASA! Każdy jest sprzedawcą, eat it, nie podoba się spadaj. Masz komentarz? Odwal się, bo psujesz mi mój system oceny i kasy nie będzie. Jeżeli nie będzie minimum 100 lajków, 20 sharów i 5 serduszek to ja chyba sobie gardło poderżnę i przestanę robić.

O co chodzi z tą kasą? Szczerze? Czy to ważne? Na tyle by na podstawie tego szacować, jak ktoś jest wielkim człowiekiem, jaki sukces odniósł w życiu? Wiem jedno, kasa wyznacznikiem nie jest. Jednak każdy do tego dojrzewa sam.

I co c’mon z tymi lajkami? Jak ich nie będzie to się świat zawali? Niebo nam spadnie na głowę?

Prawdę Ci powiem

Swoją prawdę, w danym kontekście, jak nie wiesz jaki to spadaj to znaczy, że zła grupa docelowa. Nie odzywaj się nieproszony.

Jestem dziwny, jak ktoś mi mówi, że według Internetu 100 znaczy dużo, to ja zadaję pytanie o źródło albo robię swój własny research i szukam skąd taka informacja – oczywiście wtedy, kiedy temat mnie interesuje. Jeżeli po 5-6 sprawdzeniach różnych rzeczy dane mi się nie zgadzają to osobiście przestaje wierzyć w informacje podawane przez tę osobę.

Bardzo często ta nowa prawda jest wykorzystywana w czynnościach social selling. Do przyciągania uwagi, pokazania się z lepszej strony, w końcu każdy jest sprzedawcą. Jednak dla mnie to działa wręcz przeciwnie. Robi mi się słabo i zastanawiam się czemu trzeba iść w stronę nieprawd w celu promowania siebie jako osoby godnej zaufania. Nie rozumiem tej abstrakcji.

Ten odcinek jest super wartościowy

Jeżeli chcesz nauczyć się programować to najlepiej pójść do biedronki!

Ten odcinek WCALE nie jest sponsorowany, jest to wartościowa treść. Kogo oszukujemy? Jakakolwiek „wartościowa” treść jest tak długo wartościowa jak długo możemy ufać w bezstronność danej wypowiedzi. A skoro wypowiedź jest sponsorowana to… no nie powiemy przecież: Nie idźcie do biedronki, bo tam się programować nie nauczycie. A skoro odcinek jest sponsorowany i nie ma oznakowania lub ktoś się broni przed tym, że to sponsorowany odcinek, to jaka jest bezstronność oceny danej osoby? Czy można wierzyć w wypowiedzi na temat produktów? Czy to będzie chwyt marketingowy? Dla mnie osoba znika z radaru jako osoba której wypowiedzi przestają być dla mnie interesujące bo im nie wierzę.

Nie wiem czy to nie tylko przypadek polski, w stanach to jest wyregulowane ustawą – przynajmniej wiemy co słuchamy. Nie wiem jak w innych krajach.

Zamknij się jak nie masz nic dobrego do powiedzenia

To mnie… na to nie mam słów. Coś się stało i teraz napisanie „wiesz co, może mógłbyś robić tego mniej, wtedy odczyt Twojej wiadomości byłby lepszy” wiąże się z hejtem i prawdopodobnie banem. To też jest powiązane z social selling. Bo w końcu +1 i uśmiechy oraz „ale zajebisty jesteś” w komentarzach robi ciepło nie tylko w naszym serduszku, ale także w serduszku potencjalnych klientów.

I nie mówię, że miłe komentarze to zła sprawa. TO BARDZO DOBRA i miła rzecz. Nie dajmy się zwariować w przeciwnym stronę. Jeżeli wszystko co nie po mojej myśli to hejt stary, cały świat chyba jest hejtem.

Hipokryzja

Idzie w parze z punktem „zamknij się” bo z tego co widziałem to działa na zasadzie: zamknij się u mnie, jednak ja u Ciebie napiszę… Przynajmniej bądźmy konsekwentni.

Ilość jest najważniejsza

Jakość niech się…

Kolejną rzecz, która stała się dość popularna to generowanie bezwartościowej (pewnie nie trafiam w grupę docelową) treści w dużej ilości. Zapychanie feedów powtarzalnymi nic nie dającymi informacjami a na końcu nazywanie tego: wartością, do tego często idzie hipokryzja: ooo zobaczcie, chyba komuś się coś pomyliło i dostaje takie rzeczy.

HAHAH :)

Zamykając się

Sam brałem w tym udział. Nie jestem winny wszystkim punktom, jednak pod kilkoma się podpisuje. Nie podoba mi się to, dokąd to zmierzało. Nie dociera do mnie próba na wszelką siłę zrobienia siebie eksperta czy ofiary w celu sprzedaży. Nie chcę w tym brać udziału. Nie interesują mnie ludzie, którzy to uprawiają niezależnie od tego czy dostarczają do tego jeszcze jakąś wartość.

Bardzo cenie sobie autentyczność i szczerość. I to prawdziwą szczerość. Działająca w dwie strony. Najwięcej się nauczyłem od ludzi, którzy byli szczerze i którzy dawali szczere komentarze. Tłumacząc na język Internetu 2018 roku: bardzo dużo nauczyłem się od przypadkowych hejtów, których otrzymać nigdy nie chciałem, jednak ich otrzymanie zmieniło mój świat. Ale co ja tam k. wiem… niszowym blogerem jestem, który na klatę nie poszedł, bo jego dubeltówka na pewno jest mniejsza.

A co do stwierdzenia z początku… może jednak powinienem jeszcze trochę odczekać. Może wtedy trochę więcej dystansu do tego nabiorę i będę akceptował cały świat tak jak obrazują go w Sorry to bother you czy Idiocracy

Co do pytania z tematu, jakie Ty masz odczucia tego co się dzieje? szczera odpowiedź bardzo mile widziana :)

19 KOMENTARZE

  1. Mam czasem podobne rozterki chociaż chyba w żadnym wyścigu nie uczestniczyłem i nie planuję. Globalnie dziwi mnie, że niektóre mechanizmy są stosowane (a raczej, że w ogóle działają) w takiej branży jak IT. No ale podobno zdrowo jest się dziwić :)

    • Mechanizmy marketingu działają w każdej branży, bo nie są specyficzne dla branży tylko działają na zachowaniach ludzi. Branża jest nieistotna, mechanizmy przekazu i formy działania są stałe.

      • Z jednej strony chyba rozumiem, przede wszystkim po lekturze paru pozycji ocierających się o psychologię behawioralną, ale mimo to nie przestaje mnie to dziwić. Po prostu zawsze wydawało mi się (to chyba zwrot-klucz ;)), że pewne branże determinują specyficzny tok myślowy, podejście do obserwacji, analizy, itp. Tzn. ja nadal czuję, że na mnie to nie działa i jakoś automatycznie ekstrapoluję to na innych, być może błędnie. A być może to jednak na mnie działa tylko się oszukuję :)

        • Mogą sobie determinować, ale ludzie są ludźmi :). Tak jak ty ja też mam swoje “bias” i mózg, który po prostu daje sie naginać odpowiednimi regułami :) . Sorry!

          • prawda :( nie ma mocnych ;)

            naginam się czasami, czasami robię coś w ramach wsparcia, czasami wiem, że właśnie wpadłem w sidła ale pozwalam sobie popłynąć ;)

  2. Odczucia mam podobne, tego typu marketing czy promowanie produktu do tego stopnia zaczyna obrzydzać korzystanie z social media, że mam ochotę zrezygnować z nich kompletnie.

  3. 🤗

    Dzięki za ten post. Mam nadzieję, że dobrze dobierasz sobie już walki, w których uczestniczysz i te, w których uczestniczyć nie chcesz. Trzymaj się Gutek, niszowy blogerze, który ma jednak stałych czytelników. Robisz coś dobrze, skoro ludzie wymieniają się linkami do Twoich wypowiedzi.

    Też poszukuję szczerości, nie jesteś sam.

  4. Świetny post, doskonale opisałeś to co odczuwam przeglądając różne social media zaczynając od portali, blogów idąc przez youtube i facebooka, aż po inne na które nawet już nie wchodzę. :) Mnóstwo słabej treści robionej tylko przez pryzmat kasy i korzyści dla siebie, niejednokrotnie pasuje tutaj powiedzenie po trupach do celu ^^ Na szczęście da radę znaleźć jeszcze spoko treści tylko czasami trzeba trochę poszukać.

  5. Prawie dwa lata później – mam wrażenie, że to coraz bardziej nabiera rozpędu – ten cały marketing. Ja już mam tego od dawna dość, bo nie ma miejsca na autentyczność – wszystko to pozory i powierzchowność. Tak samo jak ci młodzi, którzy za 25k nie kiwną nawet palcem. Wartość żadna, choć duży pieniądz. Bo ci ludzie zbierają tylko na swoje przyjemności, na zaspokajanie najczęściej zachcianek, a nie realnych potrzeb (kolejny samochód jest zachcianką, a nie faktyczną potrzebą).

    Ostatnio przeczytałam książkę o tym jak Żydzi robią biznes (nota bene polecam – Mądrość żydowska) i mam takie poczucie, że właśnie w Polsce głównie skłaniamy się ku zarabianiu kasy – co ma swoje korzenie w przeszłości, więc jest to zrozumiałe. Tylko, że przedkładamy zarobek nad dostarczanie pewnej wartości, i nie chodzi tylko o jakość naszej pracy, ale o .. taką nazwijmy to – duchową wartość (tylko proszę nie mylić z duchowością w rozumieniu religii). Duchową, czyli taką, która daje nam wewnętrzne poczucie szczęścia z tego, co robimy (bo nasz cel nie kręci się wokół zarabiania pieniędzy, ale to co robimy daje jakiś realny pożytek innym ludziom. Innymi słowy – nasza praca przyczynia się do poprawy życia innych. I teraz – jeśli z tego, że zarabiamy więcej pieniędzy, nie mamy nic więcej poza pieniędzmi i tym, że możemy kolejne gadżety sobie za nie kupić, to prędzej czy później więcej pieniędzy nie przekłada się na ‘więcej wartości’. A jeśli nie ma ‘więcej wartości’, to nie ma ‘więcej szczęścia’. De facto wartość pieniądza w naszych oczach dewaluuje się. Bo ciężko zaobserwować różnicę wartości między 80k a 100k miesięcznie (mam na myśli perspektywę osoby żyjącej w Polsce, mającą rodzinę) – nadal Cię stać na tyle samo, a ile można wydawać pieniędzy? Zakładając, że masz zapewniony byt, masz zaspokojoną potrzebę rozwoju, to cała reszta kasy idzie na .. kupowanie zachcianek? Ale gdyby tę różnicę 20k/mc wydać na innych – to można by przy założeniu 2tyś/mc dofinansować 10 osób, które tych pieniędzy faktycznie potrzebują, np jakichś osób starszych. I teraz – jeśli wydać te 20k na nowy samochód to czy będzie się miało większą satysfakcję, niż jeśli się pomoże 10 innym osobom? To dla mnie jest wartość ‘duchowa’, która może iść w parze z większymi pieniędzmi.

    To oczywiście moje przemyślenia :)

Comments are closed.