Dla niektórych marzenie, dla innych jest to przeklęciem. A jak to jest na prawdę? Czy praca z domu to najlepsze z możliwych wyjść? Czy może koszmar, który z dnia na dzień jest coraz trudniej znieść?

Postaram się opowiedzieć jak u mnie wyglądały początki, na jakie problemy natrafiłem, z jakimi dalej się borykam i jak teraz cieszę się z możliwości pracy z domu. A do postu zainspirowały mnie ostatnie tweety opublikowane przez Michała :) więc dzięki :)

Jeszcze jedna mała uwaga zanim przejdziemy do rzeczy, mam specyficzną sytuację – to znaczy kontrakt z określonymi godzinami dostępności, mam mieszkanie 2 pokojowe, i mieszkamy w nim na razie sami z żoną (jeszcze dzieci nie ma). Jakby to było gdybym nie miał kontraktu z określoną liczbą godzin, czy też byłyby dzieci, nie wiem, możliwe że inaczej. Pożyjemy zobaczymy :)

Początki

W 2011 roku wróciłem do Polski w celu założenia firmy i rozpoczęcia pracy z domu. Zawsze tego chciałem, więc ten krok był prosty. Spróbuje i zobaczę czy mi się to spodoba, w razie co wynajmę biurko w open space. Pierwszy krok nie był więc taki trudny.

Problemy przyszły kiedy zacząłem swoje pierwsze dni w pracy. Na początku byłem na maksa z motywowany, więc nie kusiły mnie inne przyjemności jakie mogę robić w trakcie dania zamiast pracować. Z tym problemu nie było. Problem okazał się, że pewne osoby (tak, piszę tutaj głównie o mojej ślicznotce ;) bez obrazy) miały kłopot ze zrozumieniem, że praca w domu to tak jak normalna praca w biurze. Przecież to nie kłopot bym wyskoczył w trakcie dnia na zakupy i kupił jedzenie na obiad? No i co to za problem zrobić pranie, sprzątnąć, wynieść śmieci, załadował zmywarkę, rozładować zmywarkę, przygotować obiad, czy też wyskoczyć na lunch o 50 minut oddalonym miejscu itp. itd.

Z tym problemem łatwo nie było sobie poradzić, baaa dalej z nim walczę. Więc jeżeli myślicie o rozpoczęciu pracy z domu, od razu ustalcie granicę. To, że jesteście w domu nie znaczy, że macie czas zajmować się domowymi obowiązkami. Możecie, jeżeli macie przerwę i na to ochotę, ale nie jest to tak jakbyście siedzieli cały dzień w domu i nic nie robili… oj nie. Teraz jeżeli sądzicie, że już coś osiągnęliście i ustaliliście jakieś zasady, sprawdźcie je – wyjdźcie na 30-40 minutowy spacer w trakcie pracy i poinformujcie o tym druga osobę. U mnie się kończy tym, że na spacer miałem czas, ale na to by przygotować obiad, zrobić pranie itp. już nie :)

Następnym problemem na który ja natrafiłem, to był brak samozaparcia. W trakcie pracy nagle po prostu mi się odechciewało. Było to połączone z tym, że nauczyłem się częściowo przerywać pracę by ogarnąć mieszkanie. Skoro nauczyłem się, że mogę odejść to przecież mogę odejść na 2h, nikt się nie skapnie, że mnie nie ma – NIEPRAWDA. Samokontrola jest tutaj bardzo ważna, przerywać sobie pracę możemy, ale nie może to stać się codziennością, bo dojdziecie do momentu, że przez 2-3 dni nie tkniecie niczego, będziemy udawać, że pracujemy a w weekend po godzinach zaczniemy nadrabiać zaległości.

Jak już tylko zacząłem sobie z tym radzić trafił mnie problem bardziej przyziemny – pracuję z domu, to po jakiego grzyba mam się myć z rana? Zmieniać piżamę na coś innego? Przecież mogę cały dzień przesiedzieć w gatkach i nikogo to obchodzić nie będzie. I tak też robiłem, do momentu kiedy zaczęło to powodować, że zamiast pracować spędzałem dnie w internecie, grając gry, albo po prostu oglądając seriale :) w końcu ze mnie taki luzak był. Do tego sama podświadomość, że piżama znaczy odpoczynek, sen, książka itp. itd. coś co jest w nas zakorzenione od lat, zakładamy piżamę kiedy idziemy „odpocząć”. Więc dlaczego nasz mózg ma inaczej funkcjonować jeżeli robimy to za dnia? Tutaj wystarczyło trochę (mało powiedziane…) motywacji z rana, prysznic i ubranie się normalnie by problem „piżamowy” rozwiązać. W końcu jestem w pracy, to biura w piżamie nie przychodzę, więc i też pracować z domu w piżamie nie będę.

Przez ten cały czas i przez problemy z jakimi walczyłem, mój dzień pracy stawał się coraz bardziej rozmyty, zaczynałem o 11, miałem przerwę o 13, wracałem o 15, kończyłem o 23, lub zaczynałem o 8, pracowałem nieprzerwanie do 12 potem się obijałem i kończyłem o 3 nad ranem. Moje życie nagle przestało istnieć. Mój komputer był uruchomiony prawie 20h dziennie, mój czas spędzony z żoną – 0 lub w najlepszym przypadku 1h. Czas dla znajomych? Zniknął. Musiałem coś z tym zrobić, potrzebowałem dyscypliny i wyraźnych granic, jakiś bodźców, które by oznaczały początek i koniec pracy. Potrzebowałem wyrobić nowe nawyki.

Dyscyplina/Nawyki

Pora była coś zrobić ze sobą bo jeżeli nic nie zrobię to musiałbym udać się do open space, a tego naprawdę nie chciałem. Z każdym z problemów musiałem sobie jakoś poradzić, chwytanie byka za rogi nie jest łatwe, więc zacząłem krok po kroku zmieniać swoje przyzwyczajenia i wyrabiać poszczególne nawyki.

Pierwszy problem za jaki się wziąłem to był problem rozmycia czasu. Dokładnie określałem kiedy zaczynam a kiedy kończę pracę. To było kluczowe, musiałem czuć się tak jakbym wchodził do biura a nie dalej siedział w domu. Osobny pokój do pracy u mnie odpada bo nie ma na to miejsca, pracuje w sypialni więc wszystkie porady typu zamknij się w jednym pokoju i niech on będzie Twoim biurem u mnie po prostu nie działały :) budzę się 60cm od komputera, ciężko jest sypialnie traktować tylko „profesjonalnie” ;)

Idąc za poradą z książki Switch określiłem moment w którym ma u mnie nastąpić zmiana myślenia – w moim przypadku jest to umycie zębów z rana :) nie zależnie jak to śmiesznie brzmi, ale jak umyję zęby to jestem w pracy. Zmienia mi się całkowicie mój tok myślenia i zaczynam traktować swoją sypialnie jako biuro. Dla innych może to być ubranie się itp., każdy znajdzie coś dla siebie :)

Pierwszy problem więc rozwiązałem, teraz był problem z skończeniem pracy, trzeba było coś wymyślić, jakiś bodziec, coś co niezależnie od dnia będzie się działo. Patrzenie na zegarek nie pomaga – jak jesteście w stanie patrząc na zegarek przerwać pracę to super. Ja nie, i nigdy nie potrafiłem. Rozwiązanie przyszło samo z siebie. Jak moja żona wraca z pracy ja kończę swoją pracę. Nawyk było dość łatwo wyuczyć, gorzej, że ten czas w którym żona wraca nie jest zawsze taki sam – jest to przedział między 17 a 19 każdego dnia. No cóż, nic nie jest idealne :)

Mając ustawione bodźce pora była zając się dyscypliną pracy. To znaczy, co z tego, że jestem w „biurze” jak dalej nic nie robię i gapię się jak głupi w monitor? Nagle Facebook czy Twitter okazuje się być baaaardzo interesujący. A może na gazeta jakiś nowy news się pokazał? :) kto wie, trzeba sprawdzić… 4h później „nie no, na pewno coś się teraz pokaże”. Z tym było gorzej, ale tutaj pomogły wyrzuty sumienia i ta myśl, że się kompletnie nic danego dnia nie zrobiło – coś okropnego. Zacząłem więc wyłączać lub ograniczać dostęp do wszystkich rzeczy które powodowały przerwy w pracy – mail? Wyłączyłem notyfikacje, twitter/facebook? Jedynie dostęp przez stronę web, żadnych aplikacji które by mi działały w tle. Po prostu stworzyłem tak sobie środowisko by było distraction free – u mnie to działa to dość prosto głównie przez samokontrolę, u innych trzeba blokować adresy www itp.

W końcu udało mi się wyeliminować większość problemów, siadałem z rana do roboty, siedziałem, robiłem i kończyłem. Nagle się okazało, że w ogóle nie mam czasu wolnego. Moje blokowanie sieci społecznościowych jak i maili spowodowało, że po 19 zacząłem nadrabiać zaległości. Zacząłem przesadzać w drugą stronę. Nie czułem się szczęśliwy a raczej zmęczony, przemęczony. Robiłem to co chciałem, bawiło mnie to, ale miałem zerowe życie prywatne. Pora była to zmienić. Dyscyplina i nawyki swoją drogą, ale potrzebowałem plan, coś co ustawi ramy czasowe, da mi informację co kiedy i jak.

Plan

Z planem miałem jeden plus, mój kontrakt zakłada pewne ramy czasowe kiedy muszę być dostępny i to się zmienić nie może. Więc zacząłem konstruować plan na bazie tego co wiem – czyli praca od 10 do 18 (9-17 czasu irlandzkiego). Następnie po wielu tygodniach i miesiącach dopasowania, doszedłem do następującego planu, który sprawia mi przyjemność, daje mi swobodę podczas dnia i czas dla żony i znajomych wieczorem.

  • Być przy biurku do godziny 10 rano (przeważnie jestem tak 9/9:30)
  • Przez pierwsze 30-60 minut czas na nadrobienie komunikacji, i próba wejścia w pracę/uzyskania czegoś podobnego do flow lub po prostu uzyskania flow.
  • Praca do 14 – może być przerywana przez sieci społecznościowe, ale nie na tyle by mi to przeszkadzało. U mnie jest dość prosto, raz na godzinę/półtorej idę po kawę. Mogę więc wtedy zajrzeć w sieci społecznościowe, w maila itp., jeżeli mam na to ochotę.
  • Pomiędzy 14 a 16 mam tak zwany czas na coś co mogę zrobić dla siebie – u mnie jest to bieganie raz co 2 dni, i siłka raz na 2 dni, czasami spacer, obejrzeć webcast, przeczytać blog posty lub po prostu kawa poza domem. Czynność ta nie może przekroczyć godziny – po godzinie muszę być w domu i pracować dalej. To o której zdecyduje się wyjść (14/15) zależy ode mnie lub od danej sytuacji czy też od spotkań za dnia. Więc ten 2 godzinny slot może być ruchomy, co oznacza, że praca do 14 może oznaczać pracę do 15/16.
  • Od 15/16 do końca dnia – 18/19 praca

Oczywiście plan nie jest wyznacznikiem, i czasami go naginam, ale dla 90% przypadków jest on zgodny z tym co robię.

To co robię przed 10 lub po 19 to jest moje prywatne życie. To może być wszystko. Latem, wstaje około 7 by na balkonie przez godzinę do dwóch poczytać książkę, w zimie zaś w stanie tak by z ćwiczeniami porannymi wyrobić się do 9 (więc pobudka 8/8:30). Wieczorami – czas dla żony, przyjaciół, na film, na dodatkowe projekty, na naukę i na książki. Kończę tak raczej dzień około 1-2 w nocy jak nie później.

Jak zauważyliście nie mam przerwy na jedzenie – nie należę do ludzi, którzy jedzą podczas pracy. Chyba zawsze dlatego uważano mnie za outsidera. Każdy chodził na lunch a ja na kawę i do roboty ;)

Samotność

Mimo, że plan jest świetny i się sprawdza, to nie codziennie można się z kumplami spotkać, z żoną pogadać można, ale to tak jakbyście się odcięli kompletnie od świata i jedyną osobę z którą możecie porozmawiać to wasza żona. Jest to cudowne, ale … dla mnie to za mało. Kocham poznawać ludzi i lubię z nimi gadać. Im mniej tego tym bardziej zdołowany jestem.

Więc bardzo ważna rzecz to mieć w trakcie pracy jakiegoś mate z którym można pogadać. U mnie z tym było różnie, ale od lat jedna rzecz się nie zmienia. Jak chcę z kimś pogadać to otwieram skype i odzywam się do kogoś, głównie jest to jedna osoba (tak wiesz, że o Tobie mówię;)), ale ona też pracuje z domu więc mamy podobny sposób odpowiadania, ja napiszę i otrzymam odp wtedy kiedy drugiej osobie ten skype nie będzie przeszkadzał. Tak samo u mnie. Istnieje więc jakaś konwersacja. Nie jest ona jakaś super rozbudowana ;) ale istnieje. To częściowo powoduje, że nie dziczeje i zaspokaja w małym stopniu moją chęć rozmowy.

Ale prawda jest taka, że kontaktu z ludźmi mi brakuje. Po całym dniu siedzenia w domu najgorsze co mogę zrobić to spędzić kolejne godziny w domu :) ale nad tym pracuje i czasami trafiają się dobre tygodnie a czasami z nimi jest gorzej. Na szczęście w weekend można to nadrobić :) z czego korzystam jak tylko się da :)

Swoboda

To, że mam traktować pracę w domu jak pracę w biurze nie oznacza, że nie mogę korzystać z swobody jaką ta praca mi daje. W końcu włączam muzę taką na jaką mam ochotę i tak głośno jak mam ochotę. Nikt mi nie powie, że bym to świństwo wyłączył jak i ja nie muszę się męczyć z jakimiś stacjami radiowymi czy też innymi muzycznymi dziwolągami puszczanymi przez kolegów w biurze. Chcę popracować i jednocześnie obejrzeć film? Nie ma problemu. Włączam TV i piszę. Jak jestem w flow to nawet nie zauważę, że film się skończył, a jak nie to tak jakbym normalnie pracował. Muszę coś załatwić w mieście? Nie ma problemu. Znajomy na kawę zaprasza? Ok. Wyszła nowa gra? Dorwałem się do super książki? Spoko.

Wszystko w granicach rozsądku. To że na co dzień nie gram lub nie oglądam seriali nie oznacza, że kiedy naprawdę czuję, że muszę odejść od kompa mam tego nie robić. Albo kiedy mam kompletnie nieproduktywny dzień, siedzę i gapię się w monitor i nic nie jestem w stanie z siebie wydusić. Korzystam z takich okazji, ale nie są one codziennością i są one kontrolowane na tyle na ile mogą być. Przede wszystkim trzeba być uczciwym w stosunku do pracodawcy i zachowywać się profesjonalnie. Oki, spędzę cały dzień nad książką, nie ma problemu. Ale to też oznacza, że albo mam zaraportować mniej godzin pracy albo ją nadrobić.

Niech nam się nie wydaje, że to że nie pracujemy nie zostanie zauważone bo nie ma nikogo kto nad nami siedzi. Wystarczy na przykład jakiś mail, jakaś komunikacja wewnętrzna, cokolwiek. Zorientować się jest łatwo, w szczególności kiedy nie wykonujemy swojej pracy a w nieskończoność ją przeciągamy.

Pamiętajcie, pracujecie z domu bo ktoś wam zaufał, że wykonacie tą pracę z tego a nie innego miejsca. Nie utraćcie tego zaufania. Bądźcie profesjonalistami ale też bawcie się, praca nie musi być męczarnią. Powinna być zabawą :)

Podsumowanie

Pozostaje jeszcze jeden problem w całej tej pracy – mianowicie sama praca ;) w sensie, co z tego, że macie plan, nie oglądacie niczego, ale przez te godziny przeznaczone na pracę gapicie się w edytor tekstu i nic nie powstaje a już i tak kilka godzin spędziliście na oglądaniu TV i ładowaniu akumulatora :) to jest jednak problem niezależny od tego czy pracujemy w domu, w biurze, u klienta czy wykonujemy pracę zdalną. O tym postaram się napisać kiedy indziej.

Jak widzicie praca z domu nie jest dla każdego, nie jest też czymś łatwym. Ale jeżeli weźmiecie się w sobie, oddźwięczy się ona z nawiązką. Na pewno natraficie na pewne problemy które jest ciężko obejść, ja wciąż mam kłopot z tym, że jak pracuje w domu to jestem w domu, jak mam czas na herbatę to mam czas na pranie. Jeżeli jednak ustalicie granicę i zasady z miejsca to może tego problemu nie będzie.

Ja wiem, że mi praca w domu odpowiada, mimo pomniejszych problemów, cieszę się z tego, że pracuje tak jak ja chcę, słucham tak głośno muzyki jak chcę, znajduje czas na to by ładować swój akumulator poprzez ćwiczenia fizyczne, czytanie czy też spotykanie się z ludźmi. Kiedy pracowałem w biurze miałem duży kłopot z tym by poświęcić czas na coś innego niż praca. Teraz uważam, że mój work-life-balance jest dużo lepszy, z drugiej strony, pracuje dla siebie i na siebie, więc czasami ciężko mi jest się wyłączyć. Cóż, taki urok życia :)

A jak z tym jest u was? Też pracujecie z domu? Macie podobne problemy? Jak sobie z nimi radziliście? A może chcecie rozpocząć pracę z domu/nie chcecie? Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami i opiniami :) dzięki

PS: mam wrażenie, że post ten po jego napisaniu trochę bardziej rozwiąźle dochodzi do takich samych wniosków i porad jak post „Working from home” zlinkowany przez Michała. Nie było to moim celem, ale widać, że mamy podobne wnioski jak i podejście do pracy z domu. To tylko znaczy, że może w tym co piszę jest trochę sensu :)

7 KOMENTARZE

  1. Ja pracowałem już w wielu modelach – także z domu. Nie będę się rozpisywał bo też wyszedłby z tego długi post. Odniosę się tylko do kwestii dzieci.
    Na początku myślałem, że najgorzej będzie pracować jak młoda będzie płakać (w sensie jak będzie mała). No niestety to da się znieść – trudniej jednak odmówić takiej dwulatce jak przybiega i mówi “tata, tata chodź zobacz” i ciągnie za rękaw (ofc po swojemu) a kwestii, że tata pracuje jeszcze nie ogarnia :).

    Zamykanie drzwi troch pomaga, ale dziecko jest czasem nieustępliwe i potrafi “pukać” w drzwi dobre kilka minut zanim straci zainteresowanie :)

    Paweł

  2. Jest jeszcze druga strona medalu. Jak jesteś postrzegany przez zleceniodawcę skoro pracujesz w domu. Jak bardzo musi się wysilić team leader. Nagle może się okazać, iż komunikacja z Tobą zajmuje za dużo czasu i stanowi problem. Pisanie za każdym razem na skype to może być za dużo. Kamerki nie wszyscy mają, a jak w zespole ktoś akurat ma to połączenie jest za słabe i obraz, dźwięk się rwie. Bywa i tak, iż zespół, do którego należysz pracuje “u klienta” i z różnych powodów, np. polityki bezpieczeństwa niektóre formy komunikacji są ograniczone. Bywa i tak, iż zespół robi spotkanie w pokoju, w którym nie ma dostępu do sieci…. A team leader. No cóż. Wymaga to od niego bardziej precyzyjnego przygotowywania zadań, wręcz posiadania dokumentacji. Tutaj nie wystarczy w zadaniu rzucenia hasła, bo może się okazać, iż zadanie źle zinterpretujesz, a “jakbyś był na miejscu to przecież byś słyszał wszystko co trzeba”. Tutaj komunikacja jest ważniejsza i przy pracy na miejscu. Ostatnie zagrożenie z pracą zdalną to dostawanie zadań-kobył, wielkich fragmentów aplikacji, najlepiej takich, które nie powoduję interakcji z innymi. Niestety to jest bardzo częste. Team leader ma Ciebie z głowy, ale… no cóż, trudniej jest wycenić tak duże elementy. Dostajesz jedno zadanie i nie wiesz, czy dwa tygodnie to na pewno dobra wycena. A potem przełożony team leader jak i sam team leader pytają Cię co robisz od tygodnia…

    A na koniec – przy takim modelu pracy raczej nie masz szans na “awans” – czyli zostanie project managerem czy chociażby team leaderem.

    Arek

  3. Arek

    Dobre spostrzezenia. Warto tez zwrocic uwge ze pracownik zdalny nie zbuduje takiej wiezi z osobami w firmie jak pracownik w biurze. Te wszystkie lunche, small talki sa potrzebne w rozwoju kazdej osoby.

    Co do awansu, nie wszyscy zakladaja ze kolejnym krokiem w awansie bedzie team-leader, project manager. Nie kazdego to kreci i jara. Bedac pracownikiem zdalnym mozna wyspecjalizowac sie jako konsultant z bardzo waska specjalizacja. Takie osoby jak np Ayende, Udi albo Greg Young, sa przykladami ze mozna niezle sie rozkrecic bedac konsultantem.

  4. Pozostaje jeszcze kwestia obcowania w grupie innych ekspertów od których można się bardzo wiele nauczyć albo podpatrzeć jak oni wykonują swoja robotę. Omijają Cię wtedy wszystkie firmowe grupy techniczne (takie zewnętrzne to co innego).
    Na razie tylko z tym się jeszcze mentalnie borykam :]

  5. No z dzieciakami i pracą taką problem jest największy. Ale to wdzięczne bestie :) Ja akurat pracuje zdalnie 7-15 (czasem się przeciągnie), ale małego odbieram z przedszkola o 13 już. No i siedzi sobie przy bajkach, albo skacze na trampolinie na podwórku te 2 godzinki, czy bawi się inaczej. Czasem tragicznie przeszkadza, ale to tylko czasem.

    Natomiast nie mogę podejść do tematu tak jak Ty. Czyli rozwalony cały dzień. 10 rano to ja już jestem prawie w połowie pracy :) Mam też problem z robieniem przerw w pracy, oprócz odbioru małego. Po prostu pracuję 8 godzin i już.

    pozdrawiam

  6. @chrisseroka

    Zauważ, że czas który zaoszczędzisz na dojazdach możesz przeznaczyć na samorozwój i kontakt z super-gościami, którzy czasem mają wykłady online np. w godzinach pracy…

    @Arek

    Dlatego najlepiej pracować w firmie, w której praca zdalna programistów to norma. Wtedy nie ma problemu z tym, że ktoś jest na miejscu a ktoś nie.
    Ale problem istnieje – pracowałem kiedyś w firmie w której byłem jedynym pracownikiem zdalnym i byłem pierwszy do zwolnienia jak coś :) Niezależnie od kompetencji :)

    Pozdrawiam
    pawełek

  7. jakbym czytała o sobie!!! mi chyba najbardziej doskwiera brak kontaktu z ludźmi przez cały dzień :(

Comments are closed.