Wstaliście kiedyś z rana i stwierdziliście, że nie, to nie jest dobra pora na to by robić jakiś prosty zestaw ćwiczeń? Teraz się spieszymy, zrobię to później, wieczorem. Albo może uda się w przerwie w pracy coś porobić. Albo może chcieliście iść pobiegać, ale może jednak później wyjdziecie. Teraz jest brzydka pogoda, jest za ciepło itp. Albo może chcielibyście wchodzić schodami, ale teraz akurat to nie bo ze znajomym rozmawiacie czy też macie ciężki plecak. Mieliście takie sytuacje w życiu? Ja z ręką na sercu stwierdzam, że tak. Ba, schody to moja pięta achillesowa. Od lat mówię, że do siebie wchodzę po schodach no chyba. Jednak tak nie jest. Może raz na jakiś czas tak zrobię. Ale normalnie nie. Nie wchodzę po schodach do mieszkania.

Dlaczego o tym piszę? Jak się zastanowicie, jest to idealny przykład odkładania rzeczy na później bo …….. * (wstaw powód). Jak z rana nie zrobicie ćwiczeń, bo ……. to z ręka na sercu, wieczorem zrobicie? Jest wam łatwiej/trudniej * (niepotrzebne skreślić)? Ja obserwuję, że im później odkładam coś związane ze sportem tym ciężej mi jest za to się zabrać. Nie zrobię z rana ćwiczeń, wieczorem mam z nimi kłopot. Potrzebuje dużo więcej motywacji, siły woli i chęci (oraz idealnych warunków, nieprzejedzenia się, nieprzemęczenia ……. ito) by w ogóle ruszyć się do wykonywania ćwiczeń a co dopiero je wykonać.

To samo tyczy się odkładania biegu z godzin porannych/wczesnych (lub tych ustalonych ze sobą) na inne, późniejsze. In później tym mniejsza szansa, że wyjdę. Też tak macie? Też takie coś obserwujecie?

Jak to to świetnie, macie przykład prokrastynacji (jakie skomplikowane słowo… kto by pomyślał, że rzecz którą robią wszyscy zostanie nazwana tak by nie rozumieli jej wszyscy?) który ma realne skutki jednego dnia. Jak rano czegoś nie zrobicie to nie ma co liczyć na to, że wieczorem wam się uda. Po raz kolejny sport odzwierciedla nasze życie i daje nam feedback dużo szybciej niż nasze życie.

Jeżeli mamy przygotować prezentacje na za 4 tygodnie to jak nam to idzie, kiedy mamy ją zacząć robić na 2 dni przed? Albo lepiej na dzień przed? Mamy oddać projekt na za 3 miesiące, to lepiej zacząć go pisać na tydzień przed oddaniem? Co nam pokazuje przykład z ćwiczeniami? Jak nie zrobimy tego od razu to później będzie tylko gorzej i trudniej. Coraz trudniej. Do tego stopnia, że jeżeli nam się uda doprowadzić coś do końca to sami w to nie wierzymy, że się udało (oczywiście wtedy naładowani pozytywną energią wiemy, że możemy kolejne rzeczy przekładać i przekładać……).

Daje to trochę do myślenia, skoro ćwiczenia pokazują, jak potrafimy okładać i odkładamy coś na później, to jak będzie z innymi rzeczami? Przy ćwiczeniach możemy sobie wybaczyć, bo w końcu świat się nie zawali. Ale jak to wytłumaczymy klientowi, że mając miesiąc czasu nie wyrobiliśmy się bo zaczęliśmy na 3 dni przed końcem?

Miłego piątku :)

PS.: wczoraj z rana wstałem i ledwo co na oczy widziałem, powiedziałem sobie, że zrobię 100 burpess (co minutę 12 przysiadów) wieczorem… cieszę się, że tego nie zrobiłem, że zacisnąłem zęby i zrobiłem to z rana. Wieczorem dopiero o 22 miałem czas dla siebie i wiem, że bym tych ćwiczeń nie zrobił.

2 KOMENTARZE

  1. generalnie mam podobnie, zawsze mam wymówki żeby czegoś nie robić, co jest bardzo złe. Generalnie w tej książce jest dosyć ciekawie to opisane “Zarządzanie codziennością. Zaplanuj dzień, skoncentruj się i wyostrz swój twórczy umysł”

  2. Niesamowite, że akurat teraz o tym piszesz, bo dopiero co dokonałem podobnego odkrycia :) Od paru lat udaje mi się po pracy chodzić mniej lub bardziej regularnie na siłownię… zimą. Latem czar pryska, a bo zmęczenie, spotkanie na plaży, szkoda w budynku siedzieć w taką pogodę itd. Lista wymówek bardzo długa. A ostatnio odkryłem, że na mojej siłowni są zajęcia na godzinę 6.00. Okazało się, że jest to na tyle wcześnie, że żadne wymówki z pory wieczornej nie działają :) A nawet jeśli, to nie jestem na tyle rozbudzony, by zdążyć o nich pomyśleć :D

Comments are closed.