Sport, to jest taki dziwny byt… który można porównać do wszystkiego – do pracy zespołowej, do wytrwałości, do osiągania sukcesów, planowania, trenowania, uczenia się. A do tego jest to też rzecz która dużo lepiej zobrazuje założenia niż jakakolwiek inna. Jest to moim zdaniem uniwersalny język. Co możesz powiedzieć o osobie, która jest wstanie wstać o 6 rano i przez godzinę dać z siebie wszystko podczas ćwiczeń – na pewno nie to, że nie jest wytrwała. Pokazuje to częściowo jej charakter. Także dla niej (osoby to robiącej) jest to informacja, że jest wstanie to zrobić. Mimo że wcześniej zarzekała się, iż tego nie zrobi.
Dlatego też tak często do tego sportu tutaj wracam. Nie uważam siebie za maniaka sportu, ale z drugiej strony też nie jestem bierny a raczej jestem dość aktywny. Znam osoby dużo bardziej aktywne i zbzikowane na punkcie ruchu i sportu. Szkoda tylko, że tak późno je spotkałem :( Może teraz byłbym taki. Nie wiem nie ważne :)
Kiedyś pisałem o mikro zwycięstwach – konsekwencja i ciężka praca jest potem widoczna jako “lekkość” robienia czegoś. Tylko, że to co jest lekkie teraz było CIĘŻKĄ PRACĄ przez wiele miesięcy jeśli nie lat. Dziś temat dość zbliżony ale traktujący o czymś innym.
Kiedyś myślałem, że najważniejsze jest dotarcie na metę, przekroczenie jej. A najlepiej przekroczenie jej pierwszym. W tenisie – TYLKO wygrana się liczyła. Nie ważne jak, ważne by wygrać. Jednak jak już osiągnąłem to, co chciałem – byłem pierwszy, wygrałem… nie czułem aż takiej satysfakcji. Coś, gdzieś było nie tak. Poszedłem gdzieś na skróty albo coś nie wymagało ode mnie poświęcenia.
Nie doceniamy rzeczy, które już potrafimy robić nawet o tym nie wiedząc. Ja na przykład absolutnie nie doceniam tego, że potrafię zrobić pistol squat. Dlaczego? Bo za pierwszym razem go zrobiłem. Nie musiałem włożyć wysiłku w nauczenie się i opanowanie go. Tak samo nie doceniam tego, że nie ma problemu, bym robił szybko i poprawnie technicznie overhead squats. A dlaczego? Bo mam dobrą mobilność i stabilność ramion – z miejsca. Takich rzeczy nie doceniam. A moje pierwsze 10 unbroken double unders? Do tej pory uśmiech mi się na twarzy pojawia a minęło już ponad pół roku. Dlaczego? Dlatego, że w naukę włożyłem duużo czasu, pracy, wiele razy mi się nie udało, musiałem wstać i próbować dalej.
Tak samo jest z programowaniem czy z czymś innym. Kiedy pracuję nad oprogramowaniem dla klienta, to dużo większą radość z dostarczenia rozwiązania mam wtedy, kiedy nad nim pracowałem niż kiedy tylko go wyklikałem. Cały proces tworzenia, wymyślania i pisania – buduje nas, hartuje.
Jakby ktoś mi teraz zaproponował, że może sprawić iż jutro zrobię bar strict muscle up to bym mu powiedział IDŹ W DIABLI. Nie chcę takiej drogi na skróty, niczego mnie to nie nauczy, a jedynie odhaczę coś na swojej liście todo. Tak samo bym się nie zgodził gdyby mi zaproponowano teraz skończenie aplikacji w react nad którą pracuję. Nie chodzi o to by tylko odhaczać todo.
A więc nie cel jest najważniejszy, a droga do tego celu. Niezależnie jak jest ona trudna i pokręcona, lepiej ją przebyć niż iść na skróty. Skrótów nigdy tak nie docenimy jak naszej drogi. A co za tym idzie, będzie ciężko być nam szczęśliwymi. Bo cały czas coś będzie nie tak.
By wasza droga, nie ważna jak ciężka, przyniosła wam masę doświadczenia, radości i szczęścia.
fajny wpis! :)
?
[It’s the journey, not the destination](https://www.youtube.com/watch?v=XRShWun7Mc4)
Comments are closed.