Wiele lat temu, moi rodzice stwierdzili, że fajnie by było takie dziecko z ADHD zapisać do szkółki tenisa. W końcu tatuś żałował, że tak późno zaczął grać w tenisa to czemu robić to samo synkowi? ;) Jak dziś pamiętam, miałem wtedy 5/6 lat (listopad, zawsze liczyłem do znajomych z marca itp., więc teraz słabo z tymi datami), dostałem drewnianą paletkę i zacząłem uczyć się trafiać w piłkę.

Wiele miesięcy później zapierniczałem po korcie jak się patrzy i nawalałem rakietą gdzie popadnie – w piłkę, w kort jak i w ludzi. Wszystko zależy od tego co mnie akurat wkurzyło. Ale dosłownie, byłem wstanie połamać rakietę na ćwiczeniach. Do tego stopnia, że w którym momencie musiałem grać rakietą metalową, bo przynajmniej ona się nie łamała…

Do tego te wyjazdy i obozy… to były czasy. Kto komu bardziej dowali, dokuczy, upokorzy. Ciężko, oj ciężko. Pamiętam jak niektórych to rodzice szybko zabierali. Nie ma to jak sport co? Ale znów, wszędzie była ta lekka agresja. Wystarczyła mała iskra by rozpętać piekło.

Najlepiej było na turniejach. Tam… tam to był sprawdzian wszystkiego. Sprytu, chamstwa, złośliwości i psychiki ludzkiej. By przejść z jednej rundy do drugiej, wystarczyło spowodować by drugi gracz na przykład połamał rakietę albo walnął Cię po mordzie. A jak tego dokonać? Na przykład dwa razy kiedy piłka wpadła w kort powiedzieć aut! I z miejsca zatrzeć ślad nogą – bo sędzi nie było wtedy. Oj jak to wkurzało (i wkurza!). Albo, by tatuś był sędzią na waszym meczu na turnieju. Nie ma to jak miłość rodzica do dziecka… wszystko zrobi by ono wygrało. I teraz wyobraźcie sobie sytuację: piłka jest w korcie, tatuś sędzia nie widział, “pyta” się synka, czy był out, synek, że tak, wy na to, że kłamie, a ojciec nagle się robi czerwony i jakby chciał nam przywalić krzyczy: mój syn NIGDY nie kłamie – grajcie sobie z takimi.

Pamiętacie post Jak tylko TO zobaczysz? No właśnie. Nie licząc tej agresji, także przychodziły momenty zwątpienia. Te wk**wy to były próby zaatakowania, zebranie się w sobie zrobienia czegoś, zawalczenia… i kończyły się one tym samym. Gościem, który zacierał wam asa serwisowego mówiąc przy tym out. Jak tutaj nie połamać rakiety? Nie poddać się? Nie przywalić po mordzie?

Jako 8-9 latek to za dużo zrobić się nie dało – wyjście było jedno, wyładować gdzieś całą złość i agresję kłębiącą się w nas bo innej drogi nie znaliśmy. Takie osoby potrzebują TRENERA, trenera który rozumie psychologię sportu, który wie co powiedzieć i wie o co w tym chodzi. My takiego nie mieliśmy. Mieliśmy świetnego technicznie, fajnego gościa. Ale psychologiem to on nie był. Gdyby nas ktoś kiedyś dobrze poprowadził to możliwe, że życie potoczyło by się inaczej. Bajer polega na tym, ze dopiero w wieku 18-20 lat zrozumiałem, na czym polegał problem mój i trenera. Gdzie ja nie popełniałem błędów a gdzie trener je popełniał. Tak, ja nie popełniłem tych błędów – cały czas było nam wmawiane, że to nasza wina, że nie potrafimy kontrolować swoich emocji.

Ta wiedza przyszła, ale też po tym jak napatrzyłem się na moje gwiazdy, poczytałem o nich, o ich nastawieniu. Zacząłem interesować się psychologią i nie tą pisaną w PL ale tą po ANG. Czemu? A widzieliście wtedy dobrą polską drużynę? Serio? To były lata 2001/3 kiedy się tym zacząłem interesować. No właśnie. Tą całą naszą agresję można było by zamienić w atut. Zatarcie śladu? W coś w ogóle mało ważnego, błahego, na które nie warto marnować choć myśli o rozwaleniu rakiety a co dopiero znokautowania przeciwnika. Silna głowa, mądra głowa.

Tym postem chciałem tylko podkreślić, jak psychologia jest ważna i dlaczego warto nad nią pracować. Nie tylko w sporcie, ale i w życiu codziennym. Kluczem do sukcesu jest odpowiednie nastawienie i myślenie. Reszta to już tylko ciężka praca – która bez bazy w postaci silnej głowy, dużych osiągnięć nie przyniesie.

Cieszy też widok, że Polsce zmienia się podejście do tego tematu i coraz częściej widać, że ludzie są uczeni jak radzić sobie w odpowiednich sytuacjach – w sporcie, w życiu. Wyobraźcie sobie co by mógł osiągnąć Janowicz gdyby mu psychika nie siadała czasami? Jest on super graczem. Tylko ta mała wada… i to podejście Polaków, nie radzi sobie z życiem chłopak, to jego wina. Aż mnie ciarki przechodzą jak pomyślę, że bym teraz córce nie wytłumaczył, na czym polega problem i jak ma sobie z nim radzić by się mu nie poddać. My Polacy MUSIMY się zmienić.

PS.: bardzo fajna audycja o sporcie i psychologii w Polsce miała miejsce 20 września w trójce.
PS2.: Polecam również dokument Pumping Iron, w którym Arnold wyraźnie mówi, że jak przeciwnik jest słaby psychicznie, wystarczy kilka słów i się załamie. Miał i ma rację.

5 KOMENTARZE

  1. Mam bardzo podobne wspomnienia, z tą różnicą, że u mnie była to siatkówka. Jedyne co mogłem polamac to ręce :D

    • :) współczuje :) z rakietą rzeczywiście było dużo łatwiej. Ale… ręce też łamałem ;) a wszystko miało zalążek w sporcie. więc już na pewno sport to zdrowie ;)

  2. […] dotarcie na metę, przekroczenie jej. A najlepiej przekroczenie jej pierwszym. W tenisie – TYLKO wygrana się liczyła. Nie ważne jak. Ważne by wygrać. Jednak jak już osiągnąłem to co chciałem, byłem pierwszy, […]

Comments are closed.