Jest jedna rzecz, w ćwiczeniach którą lubię. Sądzę, że nie tylko ja. Kiedy przychodzimy wiemy co będziemy robić i mniej więcej wiemy, ile to nam zajmie. Macie tak? Lubicie to? Ja bardzo, gdyż wiem, że niezależnie jak bardzo mi się nie chce mam do wykonania JEDYNIE kilkanaście ruchów. Oki, będę po nich martwy, ale to jest tylko kilkanaście ruchów. Czas maksymalnie 25 minut, jaaaazda.
To działa, działa motywująco, blokuje nie robię a co najwyżej pozostawia zobaczę, jak mi pójdzie i w razie co przycisnę. Ale powoduje, że się ruszymy. W końcu nie po to przyjechaliśmy do boxa/na siłkę by wejść i wyjść bo nam odechciało się. Nie po to zaplanowaliśmy sobie godzinę czasu by teraz jej absolutnie nie wykorzystać. Szkoda zmarnowanego czasu w organizacji, w dojeździe i do tego potem będą wyrzuty sumienia, że żeśmy tego nie zrobili.
Zupełnie inaczej do tego podchodzimy niż gdy mamy do zrobienia wysiłek kilku godzinny, albo i kilkunastogodzinny. Wtedy nasze myślenie się zmienia. Wtedy niewykonanie nie jest takie złe, bo i tak zaoszczędziliśmy czas. A tak dobrze się nie czujemy by coś robić przez kolejne 4-5 godzin. Do takich treningów to się mentalnie przygotowujemy. Planujemy je – nie każdy ma od tak 4-5h wolnego. Dużo problemów tutaj może najść na siebie. Więc jak już się uda i po starannym planowaniu będziemy mieli wykonać ćwiczenia to je wykonamy. Motywacja będzie na wysokim poziomie.
Ale jeżeli bym teraz Ci powiedział: chodźmy pobiegać przez 6h to byś to zrobił? Chyba że naprawdę masz ochotę to odpowiesz nie. Ja też bym tak odpowiedział. 6h to dużo i bardzo duży wysiłek. Trzeba to zaplanować.
Więc jak to jest, że my planujemy naszą pracę na kilka, kilkanaście godzin a na wet na kilka dni. I to robimy prawie codziennie. Mam taki feature do zaimplementowania, zajmie to ~8h min na chybił trafił (o szacowaniu kiedyś jeszcze napiszę). To jak możemy się do tego zmotywować? Wiemy, że potrzebujemy dużo czasu nieprzerwanie pracować. To się nie mieści przecież w naszym bloku czasowym – o 12 obiad! To zacznę po obiedzie! No nie o 20 nie będę iść do domu! Zaczynamy więc przekładać zadania, bo nie potrafimy się do nich zmotywować.
Nie jest to dziwne, skoro sami wiemy jak to w sporcie działa, to czemu w pracy miałoby być inaczej? No właśnie nie jest. Nie jest i nie będzie. Mimo, że usilnie chcemy sobie chyba czasami udowodnić, że jest inaczej.
Dużo prościej jest zaplanować pracę blokami 8-16h niż 1-2h. Jednak wysiłek włożony w planowanie bloków 1-2h zwróci nam się z nawiązką w trakcie pracy. Zniknie chęć nierobienia, bo wiemy i znamy cel oraz czas pracy. Im mniejsze te sprinty pracy tym lepiej. Robimy odpoczywamy, robimy odpoczywamy. Nie męczymy się i nie myślimy, że mamy jeszcze 6h pracy przed nami. Nie, mamy jeszcze 20 minut, damy radę? Damy.
Jeżeli nie wierzysz, że to się sprawdza, to daj mu szansę. Zobacz, jak się zachowujesz przy dużych blokach, a jak przy małych. Jak się zmienia Twoje nastawienia do robienia, i jak każdego dnia robisz kroczek nawet mały, zamiast stać w miejscu i się zastanawiać jak to ugryźć.
Ja to stosuję do wszystkich swoich pobocznych projektów. Nawet 15 minut pracy posuwa mnie do przodu. Będę miał 2-3h to pewnie zrobię kilkanaście krótkich sprintów, nie będę miał? Nic się nie stanie, projekt idzie do przodu a nie stoi w miejscu. Polecam. Czas czekania tutaj działa na naszą niekorzyść, czas robienia, nawet krótkiego na naszą korzyść.